R E K L A M A
R E K L A M A

W drugim szeregu. Mirosław Mastalerz i jego niezwykły wkład w muzykę

Jest jednym z najlepszych i najsłynniejszych w Polsce stroicieli fortepianów. Od lat jego firma zajmuje się wypożyczaniem tych instrumentów na koncerty. Obsłużył już ich ponad 15 tysięcy. Od ponad roku prowadzi Olsztyńską Scenę Jazzową oraz Salon Pianin i Fortepianów.

Fot. Tomasz Gawiński

Niedaleko od centrum Olsztyna znajdują się stare koszary i stajnie dragonów. I właśnie to historyczne miejsce upatrzył dla swojej działalności. Sala koncertowa, Salon Pianin i Fortepianów, galeria – na ścianach mnóstwo obrazów. Olsztyńska Scena Mirosława Mastalerza działa od grudnia 2023 roku i przyciąga najlepszych artystów nie tylko z kraju. Klimatem dorównuje kultowym klubom muzycznym na świecie.

Niestety, kilka tygodni temu musiał się przeprowadzić. Opuścił mieszczącą 300 osób salę koncertową i przeniósł się do mniejszej, w tym samym budynku, kilkadziesiąt metrów dalej, w której do tej pory były Salon Pianin i Fortepianów oraz galeria. Wcześniej działał w dwóch odrębnych pomieszczeniach, teraz wszystko jest w jednym miejscu, tyle że instrumenty, niektóre popakowane, ustawione są ciasno w trzech pomieszczeniach, a sala koncertowa jest bardziej kameralna. – Część fortepianów będzie sprzedana, ale też po to, aby było luźniej, aby móc więcej wyeksponować. To miejsce będzie też funkcjonować jako salon sprzedaży. Mieliśmy szybką przeprowadzkę, więc trzeba było to gdzieś poustawiać. Docelowo ekspozycja ma liczyć 30 instrumentów, więc 10 trzeba sprzedać. Kilkanaście fortepianów jest w magazynie i są do wypożyczenia i tyleż samo w ciągłym ruchu. To zacne marki – Steinway, Yamaha, Mason & Hamlin. Ten ostatni to rarytas, jedyny w Polsce. Trzy auta przystosowane do transportu fortepianów i pianin kursują codziennie po całym kraju. Całe moje życie kręci się wokół tych instrumentów. Artyści cały czas wypożyczają te instrumenty. Na koncerty i różne imprezy. – Trwa to już blisko 30 lat, a moja firma istnieje lat 37. W sumie kilkanaście tysięcy obsłużonych koncertów. Na tych fortepianach grali najwybitniejsi polscy muzycy – Leszek Możdżer, Janusz Olejniczak, Waldemar Malicki i wielu innych.

W dziewiętnastowiecznych stajniach odbywają się spotkania, koncerty, a ostatnio działa także kino nieme z muzyką, gdzie prezentowane są filmy z lat 30. ubiegłego wieku, a projekcji towarzyszy grający na żywo na fortepianie artysta. Niedawno odbył się koncert basisty Wojtka MazolewskiegoMoniki Borzym, piosenkarki jazzowo-soulowej, a także gitarzysty Michała Obrębskiego oraz duetu Szymanowski & Afanasjew. Na większości koncertów widownia jest pełna. Dominuje muzyka jazzowa oraz klasyczna. – Działamy w weekendy, najczęściej w piątek, sobotę, niedzielę. Niektórzy określają to jako muzykę do słuchania, nie do skakania. To jedyne takie miejsce w Olsztynie. Od 20 lat nie było w tym mieście takiego klubu. Znał to miejsce wcześniej. – Żył tutaj i tworzył mój przyjaciel, wybitny malarz Alfons Kułakowski. Po jego śmierci opustoszałe atelier i galeria zamilkły na trzy długie lata. Nic dziwnego, że gdy właściciel obiektu Karol Klink zaproponował mi zaaranżowanie w tej przestrzeni sali koncertowej i Salonu Fortepianu, nie zastanawiałem się długo. Odrestaurowane zabytkowe wnętrza wydawały się wprost stworzone do prezentacji sztuki przeznaczonej dla szerokiej publiczności.

Od wielu lat przyjaźni się z Leszkiem Możdżerem. – Znamy się od 35 lat, od 25 razem działamy. Dostarczam fortepiany na jego koncerty i zajmujemy się obsługą foterpianmistrzowską jego instrumentów. Bardzo mi pomógł w realizacji tego przedsięwzięcia. Udostępnił podest sceny z własnych zasobów, aparaturę nagłośnieniową oraz wystąpił jako gość specjalny podczas wielkiego otwarcia. Możdżer mówi o nim: – Kto zna Mirka, wie, że jego ciało naznaczone jest życiową energią, która go napręża i rozrywa od środka. Mirek to człowiek bardzo ziemski, to poeta i zwierzę.

Urodził się na Kaszubach, koło Bytowa. – Ale mieszkałem tam tylko chwilę. Kiedy miałem półtora roku, rodzice przeprowadzili się na Mazury nad Jeziorak. I tam się wychowywałem.

W liceum w Iławie często słuchał radia, fascynowała go gitara. – Zacząłem grać jako samouk. Chciałem się rozwijać. Stąd wybór dalszej edukacji. Wyjechał do Gdańska. Uczył się w szkole muzycznej. – Ciągnęło mnie nad morze. Szkoły jednak nie ukończyłem, ledwo zacząłem, a musiałem iść do wojska. Na szczęście trafiłem do orkiestry. Grałem na lirze. I miałem sporo czasu, aby się rozwijać. Grywałem na imprezach, ale już na gitarze klasycznej. Słuchałem też jazzu. Mój profesor ze szkoły muzycznej Jan Paterek zaproponował mi pracę nauczyciela w szkole muzycznej w Kartuzach. Uczył przez dwa lata. – Z nauczycielskiej pensji trudno było wyżyć. Od 1988 r. zacząłem się zajmować fortepianami. Naprawiałem, stroiłem, sprzedawałem. Popyt był spory, zwłaszcza na używane pianina – nowych nie było.

Po kilku latach muzycy zaczęli o niego dopytywać i starać się o instrumenty na wynajem.

– Oficjalnie pierwszy fortepian wypożyczyłem w 1998 r. Na koncert czarnoskórej artystki stylu gospels Gill Gilmore z udziałem Cappelli Gedanensis. Cały czas mieszkał w Gdańsku.

– Spędziłem w tym mieście 26 lat. Potem musiałem się przeprowadzić ze względów prywatnych. Powróciłem do Jerzwałdu. Zajmowałem się wypożyczaniem fortepianów; mogłem to czynić zdalnie, zatem obojętnie z jakiego miejsca to robiłem. Obsługiwałem koncerty w całej Polsce, a bywały i zagraniczne. Dwa lata później uznał, że chce coś robić dla społeczności lokalnej. – A że znałem już wielu znakomitych muzyków, którzy mnie odwiedzali, zacząłem organizować koncerty. Odbywają się do dziś, raz do roku. Na wiejskim boisku.

Pierwszy odbył się w styczniu w 2009 r., a wystąpił znakomity pianista Maciej Markiewicz. Kolejny miał miejsce trzy miesiące później. – I potem już poszło. Pierwszy duży muzyczny koncert plenerowy zorganizowałem w sierpniu 2011 r. Tytuł, „Raz w roku w Jerzwałdzie” nawiązuje do powieści Zbigniewa Nienackiego, który mieszkał po sąsiedzku. Artyści grali gratis, nie było biletów. Impreza od razu cieszyła się dużą popularnością. Zwłaszcza gdy na scenie pojawiał się Leszek Możdżer. – A kiedy go zabrakło, usłyszałem od publiczności, że bez niego ten festiwal nie ma sensu. Wróciłem więc do starej formuły. Niestety, z braku sponsorów sam musiałem to finansować. Od 2019 r. zacząłem organizować imprezę komercyjną, biletowaną. Kiedy na scenę wrócił Leszek, miałem już sponsorów. I tak trwało do 2023 r.

Olsztyńska Scena stała się jego życiem. – Do tej pory odbyło się tutaj ponad 100 koncertów. Z udziałem wybitnych, a także tych mniej znanych artystów. Wciąż dominuje jazz, jest klasyka, pojawił się blues. Jednym z najciekawszych medialnie wydarzeń był koncert zespołu SBB w pełnym składzie. Jest też miejsce na piosenkę poetycką, francuską, popularne są występy wokalne, np. Uli Dudziak czy Martyny JakubowiczKrystyny Prońko, Hanny Banaszak. Cały czas coś się dzieje. To jego osobisty sukces. – Żyjemy tylko z biletów, ale dajemy radę, choć początki były trudne. Pomógł Leszek Możdżer, grał tu wielokrotnie i jest jakby współtwórcą tego miejsca.

Najbliższy plan to organizacja festiwalu w Jerzwałdzie. – Jeden dzień, jak zawsze w Boże Ciało. Dlaczego akurat tego dnia? Bo urodziłem się w Boże Ciało i zawsze to robię w tym czasie. Przygotowuję też Festiwal Warmińska Noc Kupały w Skolitach. A tu, na Olsztyńskiej Scenie, gościć będzie niebawem po raz drugi Krystyna Prońko, tym razem w Trio. Publiczności cały czas przybywa, mieszkańcy polubili tę scenę. Ale zapowiadają też udział w koncercie w Jerzwałdzie.

W tekście wykorzystano informacje z „Jazz 2024” Łukasza Zedlewskiego.

2025-07-07

Tomasz Gawiński