Dla Oscara Wilde’a była „boską Sarą”, dla Cocteau „świętym monstrum”. Wielka francuska aktorka, reżyserka sceniczna, pionierka kina. Jedna z pierwszych, które zagrały w filmie; pierwsza ikona popkultury i show-biznesu, o nowoczesnym wizerunku międzynarodowej gwiazdy. Urodziła się w Paryżu – 23 października 180 lat temu – i w Paryżu zmarła. W dziejach sztuki ma miejsce nieśmiertelne, śmiertelne na Pere-Lachaise, symboliczne w Hollywoodzkiej Alei Gwiazd. Ma też miejsce żywe, miejsce w życiu polskiej paryżanki Elizabeth Czerczuk, która stała się duchową spadkobierczynią domu Sary Bernhardt. W ten sposób polska aktorka niejako podniosła kurtynę pamięci nad „królową teatru”.
Sarah Bernhardt była tematem nie-co-dziennika przy okazji jej przyjaźni z Alfonsem Muchą. Dzięki niej z dnia na dzień stał się on sławny i bogaty. Ów dzień to pewne Boże Narodzenie, w które Sarah złożyła Musze pośpieszne zamówienie na afisz teatralny do sztuki „Gismonda”. W Nowy Rok plakat zawisł w Paryżu, co otworzyło czeskiemu artyście drogę do kariery największego twórcy sztuki dekoracyjnej fin de siecle’u. Sarah Bernhardt podpisała z nim stały kontrakt, zgodnie z którym miał projektować dla niej nie tylko plakaty do sztuk, w których grała, lecz i dekoracje, kostiumy, biżuterię. Na jego afiszach, jak na deskach teatru, zmieniała się w Damę Kameliową, Medeę, Samarytankę, Toskę, ba, w Czarownicę… Zawsze młoda, zmysłowa, kusząco piękna, ezoterycznie tajemnicza, pełna bizantyjskiego przepychu. Najsłynniejsza i najbogatsza aktorka swoich czasów. Żywiołowa, ekscentryczna, natchniona, wyraziście niezależna.
Subskrybuj