Kiedyś nie musiałam kupować tych owoców – w rodzinnym ogrodzie zawsze było ich pod dostatkiem. Mój dziadek, mieszkający w sąsiedniej wsi, miał duży sad śliwkowy. Pamiętam, jak wielkie skrzynki z węgierkami lądowały u nas w domu. Dziadek suszył owoce, a i tak zostawało ich tyle, że cała rodzina była zaopatrzona na dłuższy czas. Zimą, kiedy wszystko było pokryte śniegiem, śliwki z własnego ogrodu (w formie różnych przetworów) były nie tylko smakołykiem, ale też podstawą niejednego posiłku
Subskrybuj