Tak jest w przypadku Piotra Beczały. Wprawdzie w podtytule „W daleki świat. Moje życie z operą w trzech aktach” zaznaczono, że wszystko to spisała Susanne Zobl (w języku niemieckim), a przełożyła Maria Wagińska-Marzec, ale pozwolę sobie nie uwierzyć, że to, co miał do powiedzenia Piotr Beczała w książce o sobie, trzeba było spisywać. Jego bogata narracja wyzierająca z każdej strony (jest ich 255) pełna jest dowodów fantazji literackiej, klarownego języka, dbałości o detale, szczerości wypowiedzi i niepopadania w megalomanię, a byłoby ku temu mnóstwo powodów.
Ta piękna i wybitna operowa kariera zaczynała się na Śląsku. Wiodła przez austriacki Linz, szwajcarski Zurych, mozartowski Salzburg, Amsterdam, Paryż, La Scalę, Covent Garden, Metropolitan i Wiedeń, gdzie państwo Beczałowie przed kilku laty osiedli na stałe. „Moja Kasia” – jak o niej pisze pan Piotr – to Katarzyna Bąk, interesujący mezzo-sopran z warszawskiej klasy prof. Krystyny Szostek-Radkowej. U zarania kariery, poślubiwszy naszego bohatera, zrezygnowała z własnych planów artystycznych, pozostając u boku męża jako nie-zawodny korektor, precyzyjny doradca i codzienny partner w znoszeniu trudów jego kolosalnej kariery. Wielokrotnie obserwowałem to wspaniałe małżeństwo w różnych miejscach i sytuacjach. Dlatego tak dobrze rozumiem oświadczenie Piotra Beczały na 98 stronie: „…skorzystałem w pełni z tego, co ofiarowała mi Kasia. Zamieniła karierę śpiewaczki operowej na rolę żony śpiewaka operowego. Do dziś dla mnie jest nieocenionym doradcą, bez którego nie mógłbym się obejść…”.
Subskrybuj