– W szkole mówiłam, że ojciec jest architektem. Tyle że nie wszyscy się na to nabierali. W podstawówce koleżanka z klasy powiedziała, żebym nie opowiadała głupot, bo wiadomo, że mój ojciec jest księdzem. Mnie to wyznanie nie mogło przejść przez gardło. Myślałam, że jak powiem to głośno, stanie się coś strasznego. Nie miałam ani siły, ani odwagi z nią dyskutować. Przytaknięcie spowodowałoby, że wyjawię tajemnicę ojca. Ja z kolei byłam przekonana, że jak tylko powiem głośno, że ojciec jest księdzem, stanie się coś strasznego. Nie wiem, co konkretnie, ale wiedziałam, że na pewno będzie to okropne. Nie było opcji, żeby o tym powiedzieć – mówi Katarzyna Wójcik. Jakie zasady miała pani Kasia, których musiała się trzymać, żeby ukryć to, że jest córką księdza?
Ostatnia rozmowa z ojcem
– Tych zasad było wiele. Choćby taka, że przy innych ludziach mówiłam do niego „wujku”. Kiedy jechaliśmy gdzieś na obiad poza miasto, musiałam leżeć na tylnym siedzeniu na kolanach mamy. Nikt nie mógł zobaczyć, że ojciec jedzie gdzieś ze swoim dzieckiem. Może dlatego długo miałam problemy z podróżowaniem autem. Wymiotowałam, miałam ataki paniki. Dopiero gdy sama zrobiłam prawo jazdy, odzyskałam nad tym kontrolę (…). Dwa lata temu odbyła się moja ostatnia rozmowa z ojcem. Spotkaliśmy się u niego na plebanii. Powiedziałam mu wprost, że mam dość tego, jak mnie traktuje (…). Życiem mojego ojca jest parafia, ludzie w tej wspólnocie, a wychowywanie córki jest wymagające. Bywało, że znalazł dla mnie czas, ale Kościół był zawsze na pierwszym miejscu. To, czego ja chciałam i co było dla mnie właściwe, nie było ważne (…). Mój ojciec jest proboszczem i do tego bardzo lubianym. Dużo pomaga ludziom, angażuje się w różne akcje, znany jest z tego w całym kraju. Chwała mu za to, ale z drugiej strony są też tacy, którzy dostrzegają w tym hipokryzję. Nigdy nie będziesz miał stuprocentowego zaufania wśród wiernych, jeżeli masz niepoukładane życie prywatne. Otoczenie wyczuwa, że coś jest nie tak, że jest w tym jakiś fałsz. Nie można cieszyć się nieposzlakowaną opinią w momencie, gdy ukrywa się swoje dzieci. Ta rodzina jest, to są więzy krwi i nie da się tego pominąć (…). Ile dokładnie jest takich osób w Polsce jak pani Kasia, nie wiadomo. Bowiem dzieci księży pozostają w polskim Kościele katolickim białą plamą. Ponad dekadę temu prof. Józef Baniak, teolog i socjolog, który pracował na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, szacował, że ojcami może być nawet 15 proc. duchownych.