R E K L A M A
R E K L A M A

Ropa z piasku. Tak się żyje w 50-stopniowym Kuwejcie

Temperatura 50 stopni, luksus stołecznej aglomeracji i piaski pustyni... Kuwejt nie ma turystom wiele do zaoferowania. Ale i tak warto przyjechać do kraju, którego rdzenni obywatele stanowią zdecydowaną mniejszość. 

Fot. Marek Berowski

Czy można mieszkać w piekarniku? To najważniejsze pytanie po wylądowaniu na lotnisku w Kuwejcie. To nie jest upał krajów latynoskich, śmierdzący i duszący spalinami. To nie jest upał dżungli amazońskiej ze stuprocentową wilgotnością. To po prostu wnętrze rozpalonego piecyka. Wiatr nie ma tu znaczenia, nie daje ochłody, lecz po prostu przetacza gorące powietrze jak suszarka do włosów albo wielka dmuchawa. W godzinach popołudniowych jest jeszcze cieplej, bo marmury i białe kamienie, którymi wyłożone jest centrum kuwejckiej stolicy, oddają ciepło z całego dnia, a dotknięcie ich grozi oparzeniem. Drzew tu niewiele, trudno zresztą ukryć się pod palmą; nie ma też klimatyzowanych autobusowych przystanków, takich jak w niedalekich Emiratach. Słońce daje się we znaki od samego rana, a noce nie przynoszą wytchnienia. Pokoje w hotelach odgradzają się od żaru grubymi zasłonami, ale na ulicy nie chroni nas nic. Inna sprawa, że Kuwejtczyków na ulicy niemal się nie widzi. Gdzieś zapewne są, ale zamknięci we własnym gronie, z dala od ciekawskich spojrzeń, za przyciemnianymi szybami drogich samochodów lub w domach ukrytych za wysokimi murami. Na ulicy widuje się tylko turystów i tych, którzy dla Kuwejtczyków pracują. – Miejscowym upał niestraszny – tłumaczy mi Amir, Pakistańczyk pracujący w jednym ze stołecznych sklepów. – Wychodzą z klimatyzowanego domu, wsiadają do klimatyzowanego auta i jadą do klimatyzowanego biura. To, że jest 50 stopni, wiedzą tylko dzięki wskazaniom na termometrze. 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-10-20

Marek Berowski