Listy do redakcji Angory (08.12.2024)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Moje refleksje” 

Warto mieć dzieci! 

Nie chcę dziś pisać o polityce, choć od niej nie uciekam. Pragnę natomiast odpowiedzieć na list Pani Jagody pt. „Moje refleksje” („Angora” nr 45), w którym opisuje sytuację swojej sąsiadki. Jestem zbulwersowany! Żeby tak młode osoby (sąsiadka p. Jagody) chorowały na choroby przewlekłe – to skandal! Tego – na tak masową skalę jak obecnie – chyba nigdy dotąd nie było. Trzeba więc zawczasu zadbać o… posiadanie dzieci! Najlepiej w młodym wieku, tak aby miał się nami kto zajmować na starość.

Chyba że chcemy skończyć jak w książce „Smutny kres życia”, której fragment został przytoczony w recenzji Jacka Binkowskiego w tymże numerze „Angory” i: „…poddać się systemowej przemocy w miejscu, gdzie wiecznie brakuje personelu, który mógłby każdemu pensjonariuszowi poświęcić odpowiednią ilość czasu?” i gdzie starsze i często schorowane osoby „muszą chcieć przestać być zdrowe i zapomnieć o całkowitej swobodzie ruchów i wyborów, bo już tak nie jest i nigdy nie będzie”. Od siebie dodam, że słyszałem, że czasami pensjonariuszy takich miejsc uspokaja się psychotropami. Szanowna Pani Jagodo!

Nie ulega wątpliwości, że Pani 35-letnia sąsiadka dokonywała złych wyborów w życiu! Jest samotna, bezdzietna, nie ma bliskiej rodziny. Zostali jej tylko sąsiedzi. A co będzie, jak i oni zachorują? Kto się zajmie Pani sąsiadką, kto jej pomoże”? W mojej klatce schodowej na trzecim piętrze są 4 mieszkania. W pierwszym żyje zapracowana rodzina z trójką dzieci w wieku szkolnym, w drugim para w średnim wieku, bez dzieci, i też zapracowana. W trzecim mieszka 93-letnia staruszka, którą codziennie (na zmianę) opiekują się: syn, synowa, ciocia oraz dwoje wnuków. W czwartym mieszkam ja z synem. Wniosek? Warto mieć dzieci! Jest wtedy ktoś bliski, kto przyjdzie, przyniesie ciepły posiłek, porozmawia, wysłucha nas i potrzyma za rękę. Co dało Pani sąsiadce wykształcenie i dobre zarobki”?

Zdobywając je, zaniedbała (z braku czasu) założenie rodziny, urodzenie dzieci i dobre odżywianie się. Efekt: choroba przewlekła! Gdyby miała męża i dzieci, to chcąc nie chcąc, musiałaby ich i siebie dobrze odżywiać. Nie mogłoby to być jedzenie śmieciowe (jak na studiach), ale świeże, z ograniczoną ilością soli, kontrolowaną ilością cukru i białej mąki. Wniosek jest prosty – trzeba zmienić priorytety! Najpierw rodzina i dzieci! Za mojej młodości mawiano, że pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Pani Jagodo! Wszystkie choroby przewlekłe można wyleczyć, choć to czasami trwa tyle, ile się na tę chorobę pracowało. W celu wyleczenia Pani sąsiadki polecam książki dr. Joela Fuhrmana: „Wylecz choroby serca” oraz „Super odporność. Jak z posiłków czerpać zdrowie”.

W tych książkach nie ma niczego nowego. To powrót do tradycji, do jedzenia naszych przodków, opartego na naturalnych pokarmach. Bo natura jest mądra! Od siebie mogę dodać, że zalecenia autora książek (tych i kilku innych) naprawdę działają. Życzę zdrowia Pani Jagodzie (piękne imię!) i Jej sąsiadce. A gdy sąsiadka wyzdrowieje, niech natychmiast zakłada rodzinę i rodzi dzieci! Z szacunkiem A.W.

„Moje pisanie” 

Szacunek zamiast cenzury 

W 46. numerze „Angory” pan Andrzej Zawadzki w liście „Moje pisanie” opisuje swoje perypetie w związku z krytyką, jakiej się dopuścił w osiedlowej gazet ce w stosunku do niesfornych rowerzystów. „Idąc chodnikiem, ustępowałem drogi rowerzystom, nawet jeśli na mnie nie dzwonili…”. Całe szczęście, że nadchodzi zima i rowerzyści nie będą panami dróg publicznych oraz chodników. Ale pan Andrzej poruszył ważniejszy problem: Krytykować, czy siedzieć cicho? Zwracać uwagę, czy udawać, że nie widzimy osoby przechodzącej na czerwonym świetle z dzieckiem z komórką przy uchu? 

W 44. numerze „Angory” („Ogrodzeni, zagrożeni”) pisałem o nieliczeniu się władz mojej spółdzielni mieszkaniowej z niepełnosprawnymi, którym odmawia się korzystania z taksówek z podjazdem pod klatkę, bo obcym wstęp wzbroniony. Prezes korporacji taksówkarskiej Jaga powiedział mi, że odpowiedzią na prośbę o umożliwienie wjazdu taksówkom było: „nie”. A dlaczego nie? – dociekał prezes Jagi. – Nie, bo nie! Kiedy skrytykowałem ten system poniżania niepełnosprawnych oraz seniorów na osiedlowym portalu, administrator będący na usługach spółdzielni wyrzucił mnie z grona potakujących władzom samorządu. 

Prawie 20 lat przepracowałem w mediach, z cenzurą miałem do czynienia na co dzień. Dziennikarze zatrudnieni w RSW Prasa-Książka-Ruch mieli wykute w pamięci, że zabronione jest negatywne pisanie o Związku Radzieckim i jego przywódcach, nie wolno było krytykować papieża, dygnitarzy partyjnych centralnego i wojewódzkiego szczebla, ale dozwolone było obrzucanie błotem szatniarzy i bikiniarzy. Kiedy próbowałem przemycić w gazecie opinię o wojewodzie, że on nie jest wcale taki głupi, jak uważają jego przeciwnicy, pofatygował się do mnie cenzor z uwagą, by złagodzić ukrytą krytykę wojewody. Uzgodniliśmy, że zostanie: „…nie jest naiwny, jak uważają jego wrogowie”. O krytyce w mediach napisano tomy, ale ta wciąż jest niemile widziana. Ostatnie przykłady.

Powszechnie świat przed wyborami krytykował Donalda Trumpa jako nieokrzesanego, zadufanego, sądownie karanego, a więc kryminalistę, na dodatek ojca pięciorga dzieci z trzema różnymi kobietami. Słowem – obrzydzano kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta supermocarstwa. Do grona krytyków kandydata republikanów dołączyli polscy politycy – Trump to protofaszysta, Hitler, grabarz, ruski agent, a jego miejsce jest na śmietniku historii („Angora” nr 46, wywiad z prof. Lewickim). No proszę, do czego dochodzi! Obrzucać błotem kandydata na prezydenta USA można (było!) bez konsekwencji, w kraju wyzywanie przeciwników politycznych jest na porządku dziennym, a nawet należy do dobrego tonu, ale zwrócenie uwagi kierowcy, że jedzie pod prąd, grozi samosądem, o czym mogliśmy się ostatnio przekonać. Szanowni Czytelnicy, SZANUJMY SIĘ. WIĘCEJ TOLERANCJI! Z poważaniem HENRYK KIN Z Białegostoku

Dzieci dostały cukierki… 

Na dziecięce zabawy w Halloween sypnęły się gromy. Niewinne przebieranki i pukanie do domów z hasłem „cukierek albo psikus” okazały się w Polsce największą obrazą Boga, dziełem szatana, czczeniem Złego. Nie może tak być, żeby Polak Mały powielał pogańskie amerykańskie wzorce! Duszę dziecka trzeba uchronić przed niechybnym stoczeniem się do jądra piekielnych czeluści, gdzie już tylko płacz i zgrzytanie zębów! Ruszyły potępieńcze mowy wszelkiego szczebla kościelnych hierarchów: od najprostszego wikarego, po biskupów i arcybiskupów, namnożonych nad miarę twórców religijnych podcastów, zdewociałych aktorów i piosenkarek, nawiedzonych nagłą wiarą nastolatek, a na końcu bogobojnych polityków. 

No i ruszyli do boju z czartem Obrońcy Wiary, Prawdziwi Polacy, Czciciele Maryi, dla których „Bóg, Honor, Ojczyzna” są najwyższą wartością. Nafaszerowali czekoladki gwoździami, pinezkami, igłami, zszywkami, nożykami wyjętymi z temperówek. Co tam straszenie piekłem! Niech się mali bezbożnicy bezpośrednio przekonają, jak dotkliwa i nieuchronna jest kara Boża, niech doznają bólu, cierpienia, a jak dobrze połkną, to może i śmierci? I tu już żaden z tych zapalonych obrońców Prawdziwej Wiary, wyznawców Jedynego, Dobrego, Miłosiernego Boga tych gwoździ nie potępił. MAŁGORZATA

Aborcja 

Już ponad wiek Polacy i Polki czekają na prawo do aborcji, a posłowie lawirują. Panowie posłowie i Panie posłanki, macie stanowić prawo, a zamiast tego serwujecie nam kłamstwo i obłudę! Wszak prawo do usunięcia niechcianej ciąży nie zmusza nikogo do jej usuwania! Nasza wiara mówi, że Bóg będzie nas sądził po śmierci, pozwólcie więc ludziom na popełnianie błędów. Bóg każdego rozliczy wedle jego czynów. Lecz jeżeli chcecie karać za usunięcie niechcianej ciąży, to powinniście karać także mężczyzn, wszak do tego trzeba dwojga.

Jestem ciekaw, czy panowie posłowie zasiadający w ławach sejmowych byliby tacy chętni do karania. Tym bardziej że to najczęściej mężczyźni namawiają kobiety do aborcji. Nie bądźcie hipokrytami i obłudnikami, lecz winą obciążcie też własne barki. Walka z prawem do aborcji trwa od odzyskania niepodległości i zawsze przeciwnikami tego prawa są współwinni czynu, czyli bezkarni do tej pory mężczyźni. Jeden z niemieckich uczonych kary nakładane na kobiety za przerwanie ciąży nazwał największą zbrodnią prawa karnego, a napisał o tym Boy- -Żeleński. Miał rację, wszak do tego, jak do tanga, trzeba dwojga. Z poważaniem K. GRUSZEWSKI

Słuszną linię ma nasza władza… 

Tak, to cytat z kultowego „Misia”. Lata mijają, rządy się zmieniają, ale to prześmieszne motto ciągle jest aktualne. Bo też każda władza wie najlepiej, jak dogodzić społeczeństwu… Ta obecna ubzdurała sobie, że rodacy będą szczęśliwi, gdy aż 180 miliardów zł (!) pójdzie z naszego dziurawego budżetu na armię i zbrojenia. Jakby nie było w Polsce pilniejszych potrzeb… W kraju, w którym prawie połowa społeczeństwa (17 milionów) żyje poniżej tzw. minimum socjalnego (wg raportu „Powerty Watch 2024”), a w skrajnej biedzie żyje już 2,5 miliona ludzi (w tym pół miliona dzieci!). I wskaźnik ten zwiększył się dwukrotnie w ciągu jednego roku! 

Taki sukces… A chyba nie po to Polacy przed rokiem tak masowo poszli do wyborów? Mieliśmy przecież usunąć PiS głównie po to, żeby wybrać lepszą przyszłość, normalność, po prostu żyć – bez tej całej ideologii, straszenia wojną, wymachiwania szabelką, nienawiści do obcych, ksenofobii… Przed wyborami mówiło się, że Tusk rzekomo skręcił w lewo. To by oznaczało kierunek na prawa człowieka, w tym prawa kobiet, bezpieczeństwo socjalne, ochro nę zdrowia, naukę i edukację itp. Jako wyborca raczej lewicowy dałem się na to nabrać. No i co teraz mamy? Po roku czuję się tak, jakbym wylądował z ręką w nocniku. Szpitale zadłużone niemiłosiernie, nauka polska leży na łopatkach, ubóstwo się zwiększa, uchylone prawo azylowe, a kobiety nadal czekają na obiecane zmiany… Ale nasze „zimno wojenne jastrzębie” (i amerykańskie) są szczęśliwe, bo Tusk nagle skręcił w prawo i wszedł nie tylko w buty PiS-u, ale nawet w żołnierskie kamasze. I się w nich urządza coraz wygodniej. Czyli – zamiast świetlanej przyszłości – „ciemność widzę”. 

I nie przekonują mnie argumenty, że mamy znowu zaciskać pasa, bo wróg u bram, czeka nas wojna, trzeba wydawać miliardy na amerykański i koreański złom (bo za kilka lat będzie to tylko złom). Liczyłem na to, że rozdęte ponad miarę plany zakupowe Błaszczaka (np. 500 himarsów!) zostaną zweryfikowane, ograniczone, urealnione… No bo kto niby miałby te himarsy obsługiwać, gdzie są dla nich przygotowane schronienia, skąd brać miliony sztuk amunicji, jeśli produkcja rodzimego przemysłu zbrojeniowego wystarczy na kilka dni walki, na kilkanaście może salw? Czyli, o naiwny, znowu się przeliczyłem. Bo nowa władza jeszcze bardziej paranoicznie napiera na zbrojenia i pręży muskuły… jak jakaś soldateska (taka zapomniana już nazwa). Bo ma ponoć ambicję posiadać piątą armię świata! Po co? Bo niby jesteśmy pokoleniem, które znowu pójdzie na wojnę, jak marzą o tym co niektórzy generałowie? Czyli „bagnet na broń, trzeba krwi”. I wbijają te swoje idée fixe politykom, którzy wojnę i wojsko znają wyłącznie z filmów o czterech pancernych lub c.k. dezerterach. A przecież Putin ugrzązł już od 3 lat na Ukrainie.

Proszę mi zatem podać (pytam o to często tzw. psy wojny) choć jeden argument i powód, dla którego miałby dokonać agresji zbrojnej na Polskę, kraj NATO! Nie znajduję odpowiedzi… (a powodów, dla których najechał Ukrainę, znalazłem całkiem sporo… I nie, żebym to pochwalał). Nasza kochana władza i generalicja szczycą się teraz, że mamy już pod bronią ponad 200 tys. żołnierzy. Ale chcą 300… Nie każdy jednak z nich chce przyznać, że połowa tej armii to w rzeczywistości nie jest nawet materiał na żołnierza. Spełniając życzenia poprzedniej władzy i wchodząc w jej buty, „nadmuchano” sztucznie tę armię.

W myśl poronionych często pomysłów na mocy nowej ustawy „O obronie ojczyzny” zarządzono swoistą „brankę”, czyli brano każdego, kto chciał zarobić za friko ponad 6 tys. na rękę. I to w najniższym stopniu, na najniższym stanowisku, bez wykształcenia, bez żadnych umiejętności i żadnej odpowiedzialności. I tym to sposobem kucharki w wojskowych stołówkach, które dotąd gotowały grochówkę jako cywilni pracownicy, teraz już gotują jako żołnierze. To samo dotyczy sekretarek, referentów, maszynistek, księgowych… No bo skoro można zarobić 6 tys. zamiast 4? Czemu nie? (to fakt – wiem o takim właśnie naborze, o takiej negatywnej selekcji, bo mam wielu znajomych w wojsku).

Ale furda tam z takimi drobiazgami, z takimi wątpliwościami – mamy za to wreszcie upragnioną, zawodową, „wielką armię”. Co z tego, że znaczna część tych „żołnierzy” nie ma żadnych predyspozycji i umiejętności żołnierskich, nie nadaje się do obsługi żadnej broni, nie uczestniczyła w prawdziwym szkoleniu, w żadnych ćwiczeniach i poligonach… O wojnie nawet już nie wspomnę. Mamy więc „coraz więcej przebierańców, coraz trudniej o oryginał”. I na to pójdzie z budżetu 180 mld. Oczekuję od naszej nowej władzy, żeby zweryfikowała swoje priorytety, swoje obietnice dane wyborcom, a przede wszystkim swoje zasady moralne. GRZEGORZ BROMBERGER

Jestem przeciwna! 

Mam 93 lata i nienawidzę starości – starość to horror! Pochodzę z Wołynia, a Wołyń dla mnie to niebo w gwiazdach, łąki w kwiatach, lasy w poziomkach. I dom Dziadka nad Horyniem… Szkoda, że dziś należy do Ukrainy… 

Od 1942 roku mam bardzo smutne życie. Kochałam mojego Ojca, bardzo Go kochałam. Został rozstrzelany jako niewinny zakładnik. UPA zrobiła prowokację, przyprowadziła Niemców. Leży, biedny, w zbiorowej mogile w lesie pod Klewaniem. Dziś nie mam nawet siły ani pieniędzy, by tam pojechać, położyć tulipany. Ojciec był legionistą. 

Ale dlaczego piszę ten list? Otóż, czytam „Angorę” od deski do deski. Kiedyś w szpitalu chciałam dać gazetę do poczytania pielęgniarce – nie chciała, mówiła, że tej gazety nie czyta! Kilka dni temu byłam u geriatry. Sympatyczny, ale też nie czyta tej gazety i nawet „nie bierze jej do ręki”. O co chodzi w tym wszystkim? Czy to znaczy, że i ja miałabym „Angory” nie czytać?! Churchill mówił, że Polacy to ludzie nikczemni. I chyba miał rację – stąd afery, nienawiść, zamordowane noworodki. Użeranie się z Tuskiem. A ja lubię Tuska! Polacy – bogobojni, a zarazem wredni, skąpi i kłótliwi… To życie mam zmarnowane, więc muszę mieć drugie – radosne i szczęśliwe. Wszystko szybko, za szybko przemija… IRENA K.

PS Piszę, bo lubię pisać, ale mam trudności. Jakiś sadysta, bez serca i sumienia, skrywający się pod postacią żółtej plamki, zabrał mi oko! Mnie, osobie, która nie chodzi (zmarnowane kolana), tylko siedzi i czyta. Zabrać mi oko to było chamstwo i bezczelność! A tak pięknie się życie zaczynało – kolory, zapachy, kąpiele w Horyniu… Cóż, koniec żałosny. Człowiek żyje za krótko, nawet zwierzęta mają lepiej, bo nie wiedzą, że kiedyś umrą. Ale… trzeba cieszyć się życiem, nawet mając wyrok śmierci! Pytali Woody’ego Allena, co myśli o śmierci. „Jestem przeciwny” – odpowiedział. Ja też jestem przeciwna! 

Życzę zdrowia! I.K. 

Sztuczna manipulacja 

Kiedy byłem w średniej szkole – a było to w czasach, gdy uczniowie musieli w domu odrabiać zadane lekcje, a nauczycielom chciało się je sprawdzać – nasz wspaniały polonista wykazywał się tak zwanym niebywałym nosem. Przynosił stos zeszytów z naszymi wypracowaniami domowymi, omawiał je, wytykał błędy, czasem kogoś pochwalił. 

Normalka – chciałoby się powiedzieć. Jednak w tym sprawdzaniu było też coś szczególnego. Jeśli komuś zdarzyło się skorzystać z czyjejś pracy przy pisaniu własnego wypracowania, profesor to wychwytywał i mówił: Kowalski (żaden osobnik o takim nazwisku ze mną do klasy nie uczęszczał, więc mogę je tu przywołać zupełnie symbolicznie), widzę, że tym razem ściągałeś od Jessiki (takiej też nie było, nie te czasy). Tak było za każdym razem i z każdym Kowalskim. Polonista najzwyczajniej w świecie wyczuwał, czyja myśl znalazła się w obcym tekście. Dlaczego o tym teraz, po pół wieku, piszę? Ponieważ nastała era tak zwanej sztucznej inteligencji.

Ani to inteligencja, ani sztuczna, co postaram się uzasadnić. Do niedawna naiwnie myślałem, że wszystko, co wrzucę do sieci, także ten tekst, będzie stanowił w jakiś sposób zasób informacji dla sztucznej inteligencji. Okazuje się, że nie. AI tworzy teksty tylko z tego, co ktoś „włożył” wcześniej do jej zasobów. To inteligencja, a tak naprawdę poglądy, rzetelność i nastawienie człowieka, który tworzy „wsad”, decydują o tym, co ta niby inteligencja wyda z siebie. Znany przykład z Krakowa. Gdyby z wcześniejszych wypowiedzi Wisławy Szymborskiej wybrać tendencyjnie jakieś fragmenty tekstów, a pewnie takie by się też znalazły, treść wypowiedzi byłaby inna. W tym przypadku Michał Rusinek akceptował pomysł i – jak rozumiem – również to, co przekazano AI. 

Jednak twórcy sztucznej inteligencji nie zgadzają się na to, by mieli obowiązek wskazywać, z jakich treści złożony jest zasób wykorzystywany potem przez komputer. Ten komputer nie wybiera sobie treści sam. Przyszło mi w związku z tym jeszcze jedno, tym razem takie rolnicze, skojarzenie. Sieczka może być robiona ze zboża prosto pozyskanego z pola, a więc z ziarnem, ale może być też ze zboża wymłóconego, a nawet ze zwykłej trawy. To wszystko ma kapitalne znaczenie dla żywionego sieczką konia. 

Jeśli dostarczycielem pożywienia dla AI będzie antysemita, rasista czy inny mocno identyfikowalny poglądowo człowiek, to, co wypluje AI, będzie inne aniżeli nakarmione wsadem od demokraty, kobiety, człowieka wrażliwego na piękno itd. Dobrym przykładem są dyskusje o zmianach klimatu. Wyraźnie widać, że na każdą tezę są dowody. Wystarczy któreś dane pominąć i uzyskujemy w ten sposób tekst tendencyjny. Tyle że w przypadku zwykłego tekstu ktoś się pod nim podpisał, a sztuczna inteligencja jest anonimowa, choć tylko z pozoru. Wyraźnie widać, że prawo nie nadąża za rozwojem technologii. Trochę tak, jak z policjantami, którzy zawsze są z tyłu za przestępcami. Do tego dochodzą dobrze opłacani lobbyści, którzy politykom – łasym nie tylko na to, by ktoś zrobił coś za nich – podsuwają argumenty o charakterze nie tylko ideologicznym. Okazuje się, że nawet całe kraje są bezradne.

Może jednak warto próbować. Komputery potrafią dziś szybciej, aniżeli robił to mój Kowalski, wyciągnąć z naszych tekstów coś pod kątem zadanego tematu wypracowania. Jednak o tym, czy maszyna korzysta w tym celu z wypracowania Jessiki, Franka czy Janka, decyduje człowiek o określonych poglądach. A my nie mamy narzędzia (inteligencji) mojego polonisty, by to sprawdzić. ALEKSANDER POPOWSKI 

2024-12-02

Angora


Wiadomości
Układ sędziowski? [REPORTAŻ ANGORY]
Tomasz Patora
Polskie ślady dopingowe. Rozmowa z MICHAŁEM RYNKOWSKIM
Tomasz Zimoch
Stanowski chce zaprosić do studia Janusza Walusia. Nie powinno się go promować.
Marek Palczewski
PSL – rodzinna miłość, czyli nepotyzm
Antoni Szpak
Autobiografia Angeli Merkel. Cesarzowa Europy nie żałuje niczego
KK na podst.: BBC, Der Spiegel, Focus, Corierre della Sera, ZDF.de, Süddeutsche Zeitung
Społeczeństwo
Horror w centrum miasta. Dom opanowany przez robactwo
Bohdan Melka na podst. TVP Info, „Krwiożercza plaga. Robactwo opanowało wrocławskie osiedle”
Potrzebni i niemile widziani. Imigranci potrzebni do pracy
E.W. na podst. Marta Mazuś. „Potrzebujący, potrzebni”, „Polityka” nr 49/2024
Olini, czyli aromatyczny olej prosto z Polski
E.W. na podst. pb.pl, portalspozywczy.pl
Łódzki szpital zorganizował pokój dla rodziców wcześniaków
ADO
IKONOWICZ: W obronie szypra i inwalidki
Piotr Ikonowicz
Świat/Peryskop
Nazwy ulic świata. Historia i kultura ukryte w kilku literach
Agnieszka Nowak-Samengo
Ostatni bastion prohibicji na Spitsbergenie
Zbigniew Kuczyński (Oslo)
Hymny narodów świata: Acre
Henryk Martenka
Magia świąt w Paryżu. Najbardziej spektakularne iluminacje świata
Magda Sawczuk
Gruzja. Protesty na ulicach, starcia z policją
(KK) na podst.: BBC, Reuters, Der Spiegel, Georgia Today, Associated Press
Lifestyle/Zdrowie
Denzel Washington: „Wyrządziłem sobie wiele szkód”
(ANS) Na podst.: vanityfair.it, esquire.com, gqitalia.it, movieplayer.it, leggo.it, cinematographe.it, ilfattoquotidiano.it
Murray trenerem Djokovicia. Gwiazdorski duet łączy siły na korcie
Maciej Woldan
Społeczeństwo jest coraz starsze, więc chorób coraz więcej
A.M.
Najlepsi w 2024? Beyonce rozgramia konkurencję
Grzegorz Walenda
Praca pełna stresu i brak work-life balance. Takie są polskie realia
A.M.
Angorka