Także w Polsce ta dziedzina rozwija skrzydła i sunie do przodu po złoto niczym nasi siatkarze. Ulubionym tematem prasy plotkarskiej są spekulacje na temat poprawiania urody u gwiazd. Z całej palety osobowości medialnych już mało kto ma coś własnego i bez botoksu. O pewnym prezenterze telewizyjnym mówiło się, że najpierw do studia wchodzą jego usta, a dwa metry dalej on sam.
Synonimem pomyłek i przesady w poprawianiu urody są gwiazdy polskiego internetu siostry Godlewskie, słynące z ust wielkości trzech pontonów. Fama głosi, że słynna wokalistka Cher nie ma już nic własnego w wojej powłoce zewnętrznej, a jedyne naturalne jej części to organy wewnętrzne, i to nie wszystkie. Znany jest dowcip o pewnej aktorce, która malując się do sceny filmowej, odkryła dziurkę na czole. Okazało się, że to jej własny pępek. Tak ją naciągnęli. Kliniki operacji plastycznych naciągają nie tylko zmarszczoną skórę, ale także klientów.
Te najlepsze potrafią bezbłędnie usunąć cellulit z portfela każdego pacjenta. Powszechnie wiadomo, że poprawianie urody może być bolesne nie tylko dla organizmu, ale także dla stanu naszego konta. Jednak ani te przestrogi, ani liczne żarty nie przestraszą dzisiejszych miłośników poprawiania urody, bowiem wszyscy chcą być zgodnie z duchem czasu młodzi nawet w wieku osiemdziesięciu lat niczym Mick Jagger. W zgrabnej farsie Nicka Reeda „To tylko botoks” – wystawionej ostatnio na Scenie Relax w Warszawie – mamy serię okrutnych żartów z branży skalpela i pompowania cycków.
Oto w małej klinice o sympatycznej nazwie „Popraweczka” spotykają się osoby, które wzajemnie przed sobą ukrywają planowane zabiegi. Główny i jedyny chirurg kliniki nadużywa alkoholu, a jego żona z mistrzowską umiejętnością wyciska z klientów pieniądze za dodatkowe usługi, których nie było w umówionym pakiecie. Mamy, jak to w farsie, szybką akcję, pełną gagów i komedii pomyłek, podbitą doborowym aktorstwem. Spektakl idealny dla tych, którzy wybierają się na chirurgiczną likwidację zajadów na tyłku