Jednak Polska, z flotą samochodów jedną z najstarszych w Europie – średni wiek auta to ponad 14 lat – znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości niż kraje takie jak Norwegia czy Holandia. Wielu z nas nie stać na nowy samochód elektryczny, a rozwój infrastruktury ładowania – zwłaszcza poza dużymi miastami – pozostaje w tyle. Polityk Dariusz Joński słusznie zwraca uwagę, że transformacja energetyczna nie może odbywać się kosztem obywateli.
– Nie każdy mieszka w centrum Warszawy czy Krakowa. Na wielu obszarach samochód to nie luksus, tylko konieczność – a czasem jedyna opcja dojazdu do pracy, szkoły czy lekarza. Zakazy mogą uderzyć przede wszystkim w mniej zamożnych i mieszkańców prowincji, dla których auto spalinowe to jedyny dostępny środek transportu. – Nie powinniśmy zakazywać nikomu kupowania auta spalinowego – powiedział Joński. Coraz więcej ekspertów i polityków wskazuje, że kluczem do sukcesu jest nie zakaz, lecz zachęta. Dopłaty do zakupu aut elektrycznych, ulgi podatkowe, dynamiczny rozwój sieci ładowarek oraz dostępność tańszych modeli to realne sposoby, by przekonać kierowców do zmiany.
Przykład? Norwegia – kraj, gdzie większość nowych aut to pojazdy elektryczne, osiągnął to nie zakazami, lecz właśnie systematycznym wsparciem finansowym i dobrze zaplanowaną infrastrukturą. Joński podkreśla, że decyzje powinny należeć do obywateli. – Ludzie sami będą chcieli przesiąść się na auta elektryczne, jeśli zobaczą w tym sens, wygodę i oszczędność. Nie trzeba im tego narzucać siłą – mówił. I trudno się z tym nie zgodzić. Zielona rewolucja, jeśli ma się udać, musi być społecznie akceptowalna i dostępna dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych.
Walka ze zmianami klimatycznymi to jedno z najważniejszych wyzwań XXI wieku. Ale równie ważna jest kwestia sprawiedliwości społecznej. Jeśli ekologiczne zmiany mają prowadzić do wykluczenia transportowego, pogłębiania nierówności i narzucania decyzji ponad głowami obywateli – przyniosą więcej szkody niż pożytku. Zakazy mogą być więc skuteczne tylko wtedy, gdy mają realne alternatywy. A na razie dla wielu Polaków po prostu ich nie ma.