Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Krwawy odcisk kobiecej stopy

Było to 10 listopada 1999 roku. Karetka słupskiego pogotowia ratunkowego wiozła do szpitala ciężko rannego mężczyznę. Najprawdopodobniej został ugodzony nożem. 

Rys. Copilot

Zabrano go z domu przy ulicy Dąbrówki, gdzie dość często odbywały się libacje. Po kilkunastu minutach trafił na stół operacyjny. Tuż przed zabiegiem zdążył powiedzieć lekarzowi, że napadli go dwaj młodzi ludzie, którzy żądali od niego pieniędzy. Kiedy odmówił – padły ciosy. Więcej szczegółów nie przekazał, gdyż stracił przytomność. Kilka dni później zmarł.

Minął rok od zabójstwa, a słupscy kryminalni nie mogli znaleźć sprawców zbrodni. Wtedy zwrócili się z prośbą o pomoc i pokazanie tej dramatycznej historii w telewizyjnym „997”. Przyznam, że dawno nie miałem takiej sprawy, kiedy to śledczy nie mieli prawie żadnych informacji dotyczących życiorysu ofiary. Te skąpe dane pozwoliły jednak na realizację niewielkiej inscenizacji filmowej.

43-letni Krzysztof C., bo o nim mowa, mieszkał w zaniedbanej czynszówce przy wspomnianej już ulicy Dąbrówki. Choć miał niewiele ponad czterdziestkę, wyglądał na blisko 60 lat. Znajomi twierdzili, że zniszczyło go życie, ale szczegółów policja nie znała, co później niebywale utrudniło śledztwo. Ustalono jedynie to, że zamordowany od wielu lat utrzymywał się ze zbierania butelek, makulatury i puszek po piwie. Najprawdopodobniej nie miał żadnych innych dochodów. Jego mieszkanie było odłączone od energii elektrycznej; nie miał też ogrzewania. Podobnie jak wielu ludzi, którzy zajmują się tego typu działalnością, pił sporo alkoholu. Nie miał jednak szerokiego grona znajomych. Jak twierdzili sąsiedzi, był człowiekiem bardzo pogodnym, niekonfliktowym, często pomagał innym w potrzebie. Kiedy odbywały się u niego imprezy, nigdy nie były one uciążliwe dla lokatorów niewielkiej kamienicy, w której mieszkał.

Jak ustaliła policja, niedługo przed tragicznymi zdarzeniami pan Krzysztof poznał dwóch młodych ludzi. Nieznajomi zaproponowali mu, że za parę groszy, które otrzyma od nich, wstawi do lombardu na swój dowód osobisty telewizor. Zapewne to spotkanie miało wpływ na późniejsze wydarzenia z 9 listopada 1999 roku.

Wszystko zaczęło się od libacji, która odbywała się tego wieczora u zbieracza surowców wtórnych. Pito na umór. Jak twierdzili świadkowie, czyli sąsiedzi, około godziny 23 na podwórku przed domem pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. Kiedy zapukali do drzwi pana Krzysztofa, ten wyszedł z mieszkania na korytarz, a biesiadnicy nawet tego nie zauważyli. Na korytarzu doszło do szarpaniny, a po chwili Krzysztof C. wrócił do mieszkania. Przybiegł, trzymając się za piersi i lekko krwawił. Nie dołączył do biesiadników, tylko położył się na tapczanie w drugim pokoju. Nikt z jego gości nawet nie zwrócił uwagi, że Krzysztofa nie było przez kilka minut; byli tak bardzo pijani, że później – przesłuchiwani przez policję – niewiele mieli do powiedzenia. Nigdy nie poznano dokładnego składu osobowego tej imprezy. Z ustaleń policji wynikało, że około godz. 6 mocno pijani biesiadnicy opuścili mieszkanie.

Dwie godziny później, czyli około 8 rano, sąsiadka pana Krzysztofa usłyszała jego wołanie o pomoc. Wtedy to wezwano karetkę, która pojawiła się kilka minut później i natychmiast zawiozła go do szpitala. Pacjent nie odzyskał przytomności i 15 listopada zmarł.

Choć Krzysztof C. niewątpliwie nie należał do grona osób majętnych, to motywem tych zdarzeń były jakieś rozliczenia. Z przesłuchania personelu szpitalnego wynikało, że tuż przed napadem odwiedziło go dwóch młodych mężczyzn, którzy żądali od niego gotówki. Prawdopodobnie byli to ci sami mężczyźni, których nieszczęśnik poznał kilka tygodni przed tragedią. Według hipotezy policji, zapewne sprawcy tej zbrodni kilkakrotnie wykorzystywali dowód osobisty na nazwisko Krzysztofa C., wstawiając przedmioty pochodzące z kradzieży. Policja nie dotarła do tych młodych ludzi, gdyż zawsze posługiwali się oni dowodem ofiary. Na miejscu libacji zabezpieczono tylko jeden krwawy ślad – odcisk gołej stopy. Ponieważ był niewielkich rozmiarów, przyjęto, że to ślad pozostawiony przez kobietę. Z ustaleń policji wynikało, że często odwiedzała go kobieta z sąsiedztwa, z którą oprócz picia sporych ilości alkoholu łączyły go kontakty intymne. Podczas przesłuchania twierdziła, że tej feralnej nocy nie była w mieszkaniu ofiary…

Wiesz coś o tej zbrodni – pisz: rzecznik. slupsk@gd.policja.gov.pl 

2024-08-05

Michał Fajbusiewicz


Wiadomości
Zrzutka na PiS będzie kolejnym problemem partii
(WA)
Ponad głowami kobiet. Będzie referendum w sprawie aborcji
Jan Rojewski
Społeczeństwo
Żołnierze przeklęci. Drugie starcie [FELIETON MARTENKI]
Henryk Martenka
Być astronautą. Z jakimi problemami należy się liczyć?
(KGB) na podst. Radio RMF FM
Umarła z przepracowania? Jej ciało znaleziono w firmie przy biurku
EW na podst.: CNN, 12news.com, mamamia.com.au, commondreams.org
Świat/Peryskop
Szokujący wynik wyborów w Niemczech. Wygrała skrajna prawica
KK na podst.: Der Spiegel, Deutsche Welle, Focus, Bild Zeitung, La Stampa, The Telegraph
Czerwony dywan zamiast kajdanek. Tak Mongolia przywitała Putina
KK na podst.: The Moscow Times, BBC, Reuters, Associated Press, New York Times
Wenezuela przyspiesza Boże Narodzenie. Sprytne odwrócenie uwagi
JP na podst.: El Nacional, CNN, The Guardian, El Universal, Últimas Noticias, El País
Zaskakujące słowa papieża Franciszka. „Nie potrzebuję teściowej”
ANS na podst.: repubblica.it, rainews.it, vaticannews.va, lastampa.it
Chcą uczynić Putina nieśmiertelnym? Żądają wyników najnowszych badań
EW na podst.: Meduza, Neue Zürcher Zeitung, Daily Mail
Lifestyle/Zdrowie
TradWives. Powrót modelu tradycyjnej żony
E.W. na podst.: Anna Anagnostopulu. Żona przy mężu. Forbes Women 4/2024
Polska kultura nad Sekwaną. „Korzenie są bardzo ważne”
Joanna Orzechowska
Witajcie w piekle. Louis-Ferdinand Céline
Leszek Turkiewicz
Richard Gere ma 75 lat… i małe dzieci do odchowania
ANS na podst.: corriere.it, vogue.it, repubblica.it, gazzetta.it, vanityfair.it, elle.com
Amerykański sen Igi Świątek…
Maciej Woldan
Angorka