– Komentując wypowiedzi księdza związane z 80. rocznicą ludobójstwa na Wołyniu, prezydent Duda stwierdził: „Wolałbym, żeby ks. Isakowicz-Zaleski nie zajmował się polityką, tylko tym, czym powinien zajmować się ksiądz”.
– To nie była jego pierwsza połajanka. Rok temu na skwerze Wołyńskim, w rocznicę ludobójstwa, zwrócił się do mnie, żebym ważył słowa, bo jedno za dużo powiedziane szkodzi jednej i drugiej stronie. Wygląda na to, że pan prezydent od pewnego czasu ma jakiś kompleks na moim punkcie. Reaguje dość histerycznie na moje słowa. Być może dlatego, że obaj jesteśmy z Krakowa. Mamy wielu wspólnych znajomych. Moje wypowiedzi są dla niego niewygodne, gdyż podkreślając cały czas swój patriotyzm, mimo obietnic, przez prawie osiem lat nic nie zrobił w kwestii pochówków ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Środowisko zgromadzone wokół prezydenta, gdyby mogło, utopiłoby mnie w łyżce wody. Ale nawet gdyby udało im się mnie zakneblować, to nasze społeczeństwo nie jest ciemną masą. Tolerowanie blokowania pochówków to ślepa uliczka. To daje tylko argumenty rosyjskiej propagandzie.
– Ksiądz chyba popierał Andrzeja Dudę?
– W 2015 roku, między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich, uczestniczyłem w wiecu wyborczym w Chrzanowie. Szefowa jego sztabu wyborczego pani Beata Szydło, którą znam od wielu lat, umożliwiła mi zabranie głosu i wypowiedzenie się na temat kandydatury Andrzeja Dudy. Powiedziałem wówczas, że w pierwszej turze głosowałem na Pawła Kukiza, ale w drugiej mam zamiar głosować na Andrzeja Dudę, pod warunkiem że zajmie się kwestią pochówków ofiar ludobójstwa Polaków na Ukrainie i wręczyłem mu list od rodzin kresowych. I zarówno Andrzej Duda, jak i Beata Szydło publicznie obiecali, że zajmą się tą sprawą. Przez osiem lat nic nie zrobili. Rozumiem, że moje ustawiczne przypomnienia są dla pana prezydenta niewygodne.
Subskrybuj