R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (09.11.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„W zamku Gargamela” 

Wszystko w normie… 

Do zabrania głosu zainspirował mnie tekst pt. „W zamku Gargamela” (ANGORA nr 44). Pogarszająca się dostępność służby zdrowia oraz niska jakość porad – zwłaszcza specjalistów – jest smutnym faktem, który dotyka pacjentów. A jakość opieki zdrowotnej to przyczyna lawinowo rosnących kosztów i deficytu środków w budżecie NFZ. Podzielę się opowieścią zasłyszaną u Cioci na imieninach: Opowiadający, jeszcze przed pandemią, otrzymał od lekarza rodzinnego (w ramach NFZ) skierowanie do lekarza specjalisty.

Sytuacja była poważna, więc wybrał lekarza o najkrótszym czasie oczekiwania. Badanie (mimo zastosowania aparatury) ocenił jako pobieżne, a poradę jako sztampową, ale nie w tym rzecz. Od razu specjalista wyznaczył termin wizyty kontrolnej, już za 3 miesiące. Sama wizyta (wymagająca rozebrania, przeprowadzenia badania aparaturą, ubrania, wysłuchania zaleceń i wypisania recepty) trwała dokładnie 8 minut. Diagnoza: Na chwilę badania wszystko jest dobrze. I od tego czasu po każdej wizycie jest wyznaczana kolejna wizyta kontrolna – za trzy, maksymalnie cztery miesiące. Wszystkie przebiegają identycznie: rozebranie – badanie aparaturą – ubranie – wysłuchanie  informacji (na chwilę badania wszystko jest w normie), wypisanie recepty na lek nadciśnieniowy i wyznaczenie terminu kolejnej wizyty. Specjalisty nie interesują zapisane pomiary ciśnienia. W skrajnym wypadku wizyta trwała 5 (!) minut. 

Nie wiem dokładnie, ile lat opowiadający korzysta z takiej „opieki” medycznej. Jeżeli zaczął przed pandemią, to niech to będzie 7 lat, po minimum trzy wizyty w roku. W prywatnym gabinecie każda wizyta (plus badanie aparaturą) kosztowałaby dobre kilkaset złotych. A w godzinę ten „specjalista” przyjmuje powyżej 6 pacjentów (w skrajnym przypadku kolejne wizyty bywają umówione co 5 minut, ale to rzadkość – standardem jest 10 minut). Pacjenci, wymieniając się wrażeniami, zgodnie cytują słowa specjalisty: na chwilę badania wszystko jest w normie, wizyta kontrolna w dniu (za trzy, maks. cztery miesiące). 

Sprawa pozornie czysta, bo pacjentami są osoby starsze. A każdy senior ma co najmniej nadciśnienie, więc „podkładka” do stałej kontroli stanu zdrowia się znajdzie. Kiedy zapytano tego człowieka, dlaczego chodzi na te nic niedające wizyty, odpowiedział: A nuż kiedyś rzeczywiście zachoruję? To już kolejkę u specjalisty mam zaklepaną. Aż kusi, żeby takie porady określić wyłudzaniem przez specjalistę wynagrodzenia z NFZ. Bo lepiej mieć pod opieką „prawie zdrowych” seniorów, którzy wypełniają kalendarz wizyt, niż wysilać się na stawianie diagnozy nowym pacjentom – osobom z wykrytymi poważnymi problemami zdrowotnymi – i na ich leczenie. P.M.

„Zamachy Hołowni”

Jak zwykle z ciekawością czytam publikowane na „Listach” teksty – a dokładniej lekturę 62. strony rozpoczynam od tego podpisanego ELA. Tak też było w 44. numerze w liście o trzech zamachach Hołowni na naszą demokrację. Ale ja nie o próbie kolejnego jego zamachu (choć jest niewykluczony), ale o lekkiej nutce pesymizmu, który w nim wybrzmiał. Nie wiem, czy będzie to dla Pani jakimś pocieszeniem, ale zapewniam, że nie jest Pani sama w obawach, że próby „nawracania” ze złej drogi zaczadzonych pisizmem są trudne, zwłaszcza wśród bliskich.

Mam tak samo w rodzinie. Jedyny „sukces” to taki, że jeden z pisowskich dwóch moich szwagrów nie głosował wcale na czterotakcie wyborczym. Sąsiada „nawróciłem”, ale teraz nie daje mi spokoju, pytając o wszystko, bo satelity nie ma, a mieszkam na dolnośląskiej wsi w powiecie z pisowsko-peowskim maglem i najgorszymi drogami w województwie. Mniemam, że Pani się nie podda i dalej będzie doskonalić niełatwą dziś sztukę epistolarną w dobie fejków i zaprzęgania AI do złych celów.

Tym sposobem docieramy, mam nadzieję, do nieodkrytych komórek mózgowych odpowiedzialnych za choćby… zastanawianie się. Może rozejrzę się za innymi w moim otoczeniu, wsi, osiedlu, gminie, powiecie, gdzie rządzą przez nas wybrani? Łamy tygodnika umożliwiają prezentowanie ciekawych, czasami prześmiewczych analiz, więc kto może, niech pisze. Im nas więcej, tym lepiej. A dlaczego? Ponieważ pierwszy raz od zakończenia wojny jesteśmy w globalnie złej sytuacji. Putin chce odbudować imperium. A skoro bezpieczeństwo jest już podstawowym kryterium, które wszyscy Polacy stawiają na pierwszym miejscu, to zobaczymy, na kogo postawią w kolejnych wyborach – w 2027 roku. KO i PiS wojują między sobą o władzę od wielu lat.

Obydwie konwencje obu tych partii w sobotę 25.10. pokazały… No właśnie – co? Ich wyobrażenia o tym, czego my chcemy i jaka ma być Polska w przyszłości, różnią się tak jak dobro od zła, wolność od zniewolenia, pokój od wojny, prawda od kłamstwa, demokracja od dyktatury i wiele innych. Jedna (KO) chce urządzać Polskę tak, abyśmy mogli się urządzać po swojemu, druga (PiS) chce urządzać ją za nas, ignorując zagrożenie ze wschodu, a widząc je na zachodzie. 

Wychodząc z założenia, że PiS to nie partia, tylko stan umysłu, warto się nie poddawać i próbować w młodych, nieskażonych jeszcze umysłach zasiać dobro wolności. Jeśli tylko rozpocznie kiełkowanie, to już jest sukces. To na początek… J. KRÓL

„Czas na reformę” 

O muzealnictwie raz jeszcze 

Listy do ANGORY piszę od kilku lat. Piszę najczęściej o tym, co mi leży bardziej na wątrobie niż na sercu. Takie wyrzucenie z siebie sprawy i podzielenie się nią z innymi przynosi mi ulgę. To swoisty rodzaj terapii: nie siedzę z założonymi rękoma, gdy coś nie idzie tak, jak iść powinno. Oczywiście – moim zdaniem. Dlatego staram się nie wypowiadać w sprawach, na których się nie znam lub które w żaden sposób mnie nie dotyczą. Zakładam mianowicie, że ktoś to przeczyta, może wywoła to w nim potakujące kiwnięcie głową, może ktoś inny zaneguje przedstawione przeze mnie poglądy, a nawet się zezłości. Jednym słowem chciałbym, by mój list nie pozostał obojętny dla kilkuset (taką mam nadzieję) czytelników „Angory”. Zdaję sobie sprawę z tego, że zdecydowana większość czytających ma takie samo – lub mniejsze – pojęcie o przedstawionym problemie, jakie mam ja. I oto spotkała mnie niespodzianka.

Na mój list opublikowany w „Angorze” zareagował profesjonalista, czyli ktoś, kto podniesioną przeze mnie sprawę zna od zupełnie innej strony. Mam na myśli list p. Tomasza Otrębskiego „Czas na reformę” zamieszczony w nr. 43. Na dodatek p. Otrębski podzielił niejako mój pogląd o tym, że w polskim muzealnictwa nie dzieje się najlepiej. Od czasu gdy napisałem tamten list, minęło kilka miesięcy. W tym czasie miałem okazję być w kilku muzeach w Polsce, a także w kilku na Słowacji.

Wiem, że moje obserwacje nie są miarodajne dla sprawy, ale w słowackich muzeach nie zauważyłem takiej liczby ludzi zaangażowanych w pilnowanie zwiedzających i zgromadzonych eksponatów. Oto duży zamek w Starej Lubowli. Chodzimy z grupą po rozległym terenie, oglądamy wyposażenie królewskich komnat (nawet kopie polskich regaliów, które są tam wystawiane) i nikt za nami nie podąża krok w krok, jak to miało miejsce kilka dni wcześniej w jednym z naszych Muzeów Narodowych. Oni mogą, a my nie? Czy aż tak podłym i złodziejskim społeczeństwem jesteśmy, że rozkradniemy muzealne zbiory i znajdą się na nie nabywcy? 

W swoim liście nieśmiało zwróciłem uwagę, że może za dużo mamy placówek muzealnych, że za dużo ludzi jest tam zaangażowanych w kierowanie samymi obiektami i ich dozorowaniem. Zarówno list p. Otrębskiego, jak i poczynione od tamtej pory obserwacje tylko utwierdzają mnie w tych przekonaniach. Warto pisać, bo jednak ktoś to czyta. Także profesjonaliści. A.Z. z pow. pułtuskiego

Uczciwość

„Uczciwość, fakty i prawda” – to świat demokratyczny według George’a Clooneya. Nieuczciwość, fałsz i kłamstwo – to świat Emerytowanego Zbawcy Narodu zbliżony do tak mu bliskich czasów PRL. Tę wizję świata szeregowego posła z Żoliborza obserwowaliśmy od prawie 10 lat, ale jego wypowiedzi medialne, a szczególne te wypowiadane na ostatniej Konwencji PiS-u w Szczecinie, to przekroczenie czerwonej linii. Znana jest wszystkim fobia antyniemiecka prezesa PiS-u, znana jest jego oficjalna niechęć do imigrantów, którą niektórzy traktują jako prymitywną grę polityczną pod zwolenników poglądów narodowych. Ale frontalny atak w stosunku do „Brukseli”, Niemiec i Francji, głównych członków Unii Europejskiej, które to państwa podobno dążą do odebrania Polsce suwerenności i pozbawienia jej państwowości, to bajanie o mchu i paproci, bo tego nawet wyznawcy prezesa nie chcą przyjąć za prawdę. W czasie agresji Rosji na Ukrainę okazuje się, że to Zachód jest groźniejszy dla Polski aniżeli imperialna Rosja.

W Katowicach też padły bardzo dziwne słowa: „…nasza wolność jest zagrożona przez to, co dzieje się w kraju”. Zastanawiam się, co to oznacza, bo wybuchu groźnej Rewolucji Październikowej nie ma, ataku Hunów też i tsunami do Polski nie dotarło, a więc o co chodziło starszemu panu? Jarosław Kaczyński w swojej politycznej karierze stosuje znaną już od wielu lat teorię polityczną postprawdy, co można prosto przetłumaczyć jako stosowanie w polityce kłamstwa.

Wiadomo, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą, wiadomo też, że prawda nigdy nie obroni się przed kłamstwem i to wie także stary, częściowo wyleniały lis polityczny. W swoim politycznym życiorysie opowiadał różne androny, np. o pierwotniakach przywożonych przez imigrantów, mordach zdradzieckich czy o „przyjaciołach Moskalach”. Profesor Jacek Kubicki, słysząc wypowiadane przez Kaczyńskiego brednie, nie wytrzymał i powiedział: „Ktoś to powinien ukrócić. Dla dobra Polski, stanu państwa, rozumu, nauki i inteligencji (…). Są to ewidentne nonsensy wypowiadane publicznie w XXI w (…). Król jest nagi i odkrywa pustkę własnego rozumu”. 

Kaczyński miał różnych wrogów: komunistów, postkomunistów, dziennikarzy, lekarzy, prawników. Wrogami byli np. Wałęsa, Balcerowicz, Merkel, Miller, a od pewnego czasu śmiertelnym wrogiem jest Donald Tusk. Wróg w polityce Kaczyńskiego musi być zawsze. Taki sposób prowadzenia polityki konsoliduje wyborców PiS-u, ale niestety prowadzi też do jeszcze większych podziałów społecznych, co powoduje osłabienie państwa. Ale państwo nie jest najważniejsze dla PiS-u. Dojenie państwa – tak, co było widoczne w aferach czasów rządów „dobrej zmiany”. Mimo wyniku ostatnich wyborów prezydenckich, który uważam za osobistą porażkę, wierzę jednak w mądrość Polaków. A.W., Warszawa

Uszczelnić VAT

Dawno opadł już kurz i dawno opadły emocje po ostatnich wyborach prezydenckich. W demokratycznych wyborach wygrał Pan Nawrocki. Ludzie dzielą się nie ze względu na poziom wykształcenia, status majątkowy, poziom życia, wyznanie religijne, status społeczny (i można by wyliczać jeszcze wiele innych czynników), tylko na mądrych i głupich. Mądrych mądrością życiową, posiadających pozytywne cechy charakteru. Pośród wielu tych cech należy przede wszystkim wymienić: odpowiedzialność, szczerość i empatię.

Profesor Tadeusz Kotarbiński do filozofii wprowadził pojęcie człowieka spolegliwego, to jest osoby, na której można polegać, osoby życzliwej i wrażliwej na cudze potrzeby i skłonnej do pomagania. Z drugiej strony mamy osoby głupie (niektórzy nazywają ich „pożytecznymi idiotami” – pejoratywne określenie przypisywane Leninowi). Osoby te charakteryzują się negatywnymi cechami charakteru, takimi jak m.in. agresja, egoizm, chciwość, arogancja, bezczelność, cynizm i fanatyzm. Udzielają one bezkrytycznego i trwałego wsparcia osobom o  określonych poglądach politycznych i społecznych. 

Demokracja to taki typ ustroju państwa, gdzie władza polityczna sprawowana jest pośrednio poprzez wybieranych przedstawicieli. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Niestety, w demokracji głosy oddane przez ludzi mądrych i idiotów są równoważne. I mamy to, co mamy. Najgorzej jest, gdy idioci stanowią większość głosujących i wybierają do władzy (począwszy od gminy, skończywszy na szczeblu państwa) idiotów, a ci idioci otaczają się następnymi idiotami. Dlatego twierdzę (i nie tylko ja), że demokracja to paskudny ustrój, ale jeszcze nikt nie wymyślił lepszego. Tacy głosujący idioci znajdują się po każdej stronie politycznej.

Na przykład w ostatnich wyborach do Sejmu w jednym z okręgów wyborczych wybrany został kandydat z listy KO, który nie miał, nie ma i przypuszczam, że nigdy nie będzie miał nic do czynienia z regionem, z którego został wybrany. W czasie kampanii wyborczej nie był ani razu w swoim okręgu, nie spotykał się z wyborcami, ale wyborcy udzielili mu bezkrytycznego poparcia. A już wybory do europarlamentu są najlepszym przykładem, że trzeba coś zrobić z naszą ordynacją wyborczą. 

Wracając do ostatnich wyborów prezydenckich, to nie dziwię się wyborcom głosującym na poszczególnych kandydatów, którzy uzyskali dobre wyniki. Nie dziwię się wyborcom pana Trzaskowskiego, Nawrockiego, Hołowni. Jestem w stanie zrozumieć wyborców pana Mentzena, sam byłem kiedyś młody, gniewny i chciałem zmieniać świat na lepszy, tak jak chyba każdy z nas. Nie rozumiem wyborców głosujących na Brauna (ponad 1 mln 200 tys. głosów), biorąc pod uwagę wygłaszane przez niego poglądy, a zwłaszcza jego zachowanie oraz brak szacunku dla innych ludzi. 

Ostatnio oglądałem bardzo dobry film dokumentalny poświęcony Niemcom, ich wyborom w latach 30. XX wieku i konsekwencjom tych wyborów. Nie będę ujawniał tytułu filmu i w jakiej stacji telewizyjnej go oglądałem, aby nie być posądzony o kryptoreklamę. W roku 1935 państwem niemieckim rządził legalnie wybrany przez naród Hitler. I poszczególne ujęcia tego filmu ukazują go podczas przemówienia. Pokazuje się napis 1935. Widać rozentuzjazmowane, szczęśliwe twarze tysięcy, dziesiątek tysięcy ludzi. Wzrok uwielbienia utkwiony w przywódcę, ręce wzniesione do góry w geście pozdrowienia. Następne ujęcie z napisem 1945 to samo miejsce. Morze ruin, trupy leżące na ulicy, zmęczone wychudzone twarze Niemców, wystraszony wzrok. Następne ujęcie i znów napis 1935 i Hitler jadący wśród zafascynowanego tłumu. Następne ujęcie z napisem 1945 i ta sama droga wśród ruin, wystraszeni, wynędzniali ludzie. I znowu ujęcie z roku 1935, a następnie z roku 1945. I tak dalej, i tak dalej.

Wystarczyło dziesięć lat rządów legalnie wybranej władzy. Ten film powinien obejrzeć każdy przed pójściem do lokalu wyborczego i oddaniem głosu. A dlaczego uszczelnić VAT? Podam przykład z najbliższej rodziny. W 2019 roku w czasie kampanii przed wyborami do Sejmu i Senatu w telewizji (wówczas nie publicznej, ale partyjnej i rządowej) PiS cały czas się chwalił, że dał 500+ i uszczelnił VAT.

Osoba z mojej rodziny, wierna wyborczyni tej partii oglądająca tylko TVP1, TVP2, Telewizję Trwam, była zachwycona rządami PiS-u. Pewnego razu w czasie dyskusji spytałem ją, dlaczego tak jest za PiS-em. Powiedziała mi, że dał 500+ oraz uszczelnił VAT. Na moje pytanie, co to jest VAT, odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, że nie wie, ale PiS go uszczelnił. Do zobaczenia przy następnych wyborach. PIOTR

Życie jest piękne i tylko tunelu brak!

Pomysł jest! A tak wyglądają projekt i perspektywy budowy tunelu pod Śnieżką w opinii przedstawicieli władzy: „Parę miliardów złotych i jesteśmy z drugiej strony. Środki finansowe, myślę, że się znajdą” – mówił w tym roku marszałek województwa dolnośląskiego. „Nie ma rzeczy niemożliwych. Mówi się, iż chcący mogą góry przenosić. My przenosić nie chcemy. Chcemy tę górę przewiercić. Musimy znaleźć sposób i będziemy go szukać” – wtórował wicemarszałek ds. infrastruktury. Piękne słowa, piękna perspektywa, że władza ma tyle optymizmu i określa nawet możliwości. Wszystkie inne potrzeby społeczeństwa dolnośląskiego przecież są już zabezpieczone, życie jest piękne i tylko tunelu brak. Ironizując, można to odnosić do dwóch obszarów: transportu i mieszkalnictwa. 

Nie ma już skarg na transport drogowy i kolejowy, trasy krajowe i lokalne aż błyszczą z nowości, żadnych dziurawych odcinków, pięknie oznakowane i wyrównane przejazdy kolejowe. Wypadki się zdarzają, ale to tylko z winy roztargnionych i nie zawsze trzeźwych kierowców w dobrych szybkich samochodach. Do stanu dróg, linii kolejowych i przejazdów przyczepić się nie można. Na rozległym terenie Dolnego Śląska nie ma już żadnych problemów związanych z tak zwanym wykluczeniem komunikacyjnym. Pociągi po torach rewitalizowanych i autobusy po drogach dobrych dojeżdżają do każdej, najmniejszej nawet miejscowości, w godzinach według potrzeb mieszkańców, w tym głównie emerytów i młodzieży szkolnej. Nie ma co inwestować w ten obszar, takiej potrzeby już nie ma, nic tylko żyć i cieszyć się perspektywą przejazdu tunelem.

To będzie dopiero atrakcja dla miejscowych i dla przyjezdnych! Nie ma też żadnych potrzeb w zakresie mieszkalnictwa. Każdy ma własny lokal lub go tanio wynajmuje. Władze wojewódzkie nie muszą się o ten obszar zupełnie martwić, społeczeństwo zadowolone czeka tylko na tunel pod Śnieżką; tam emocji z pewnością nie zabraknie. „Drobny” problem z mieszkaniami pozostaje w blokach czteropiętrowych budowanych „z wielkiej płyty” bez wind. Spacer na wyższe piętra bywa uciążliwy, ale społeczeństwo wysportowane daje sobie radę i nawet chwali ten rodzaj rekreacji. Dodatkowo świadomość potrzeby budowy tunelu łagodzi wszelkie niedogodności związane z przemieszczaniem się na wyższe piętra. Świat będzie nam z pewnością zazdrościł takiego tunelu, pomimo że w Alpach takich tuneli pełno.

Wracając jednak do potrzeby budowy wind zewnętrznych przy każdej klatce schodowej w takich blokach czteropiętrowych. Wyliczono, że koszt budowy tunelu pokryłby wybudowanie wind we wszystkich miejscowościach województwa dolnośląskiego bez udziału własnego mieszkańców. Może i tak, ale jak władza może o tym myśleć, mając głowę w tunelu? Władza pochodząca z wyboru musi patrzeć perspektywicznie, a nie tylko próbować rozwiązywać aktualne „drobne” problemy społeczne. Na pewno tunel nie zostanie przekopany w jednej kadencji, ale przy wjeździe do tunelu, kiedykolwiek to będzie, na tablicy będzie widniało nazwisko inicjatora tego pomysłu i przejdzie do historii ziemi dolnośląskiej. To jest ważniejsze niż wybudowanie wind dla anonimowych mieszkańców czy uporządkowanie przejazdów kolejowych. 

Na koniec pytanie: Jak można „znaleźć” kilka miliardów złotych, z jakich inwestycji zrezygnować, aby w zamian budować tunel? Na chwilę obecną odpowiedzi nie znamy, ale do końca kadencji władz daleko. Przepraszam za ironię, ale taki pomysł z drążeniem tunelu pod Śnieżką wydaje mi się bezsensowny. MARIAN 

2025-11-08

Angora