Chociaż Franciszek przyzwyczaił wiernych, że opublikuje kolejną ciekawą książkę, ta jest wyjątkowa, bo dokumentalna, fascynująca również dla laickich czytelników. Na okładce jest unikatowe zdjęcie Stefana Carofei, które przedstawia dwóch pontyfików XXI wieku w solidarnościowym uścisku. Są ubrani na biało i w piuskach, a ich uścisk symbolizuje porozumienie, przekazanie Tronu Piotrowego i jedność przez sukcesję. Kiedy za Spiżową Bramą mieszkali dwaj papieże, Niemiec emeryt i urzędujący Argentyńczyk, pacyfistyczna kohabitacja w Watykanie nie była oczywista, a media chętnie spekulowały o niesnaskach, które miał generować arcybiskup Gänswein – sekretarz Benedykta XVI.
Teraz wspomnienia Franciszka, które spisał Javier Martínez-Brocal, watykanista hiszpańskiego dziennika ABC i kanału telewizyjnego La Sexta, obalają mity i krystalizują sytuację z tamtych historycznych chwil i lat po dymisji Benedykta XVI. Dla chrześcijan rok 2013 był szokiem, nikt nie wyobrażał sobie po cierpieniach Jana Pawła II, że papież może odejść w wyniku decyzji, a nie naturalnie. Nieliczne tego typu przypadki miały miejsce w tak dawnych wiekach i z takich przyczyn, że nikt już nie brał pod uwagę, że współcześnie mogą się powtórzyć, dlatego to, jak uporządkują swoje hierarchiczne stosunki dwaj żyjący papieże, stało się z miejsca precedensem pod lupą światowej opinii publicznej. Dziś, dzięki książce, już wiadomo, jak było.
„Zawsze był obok mnie”
„Na początku przychodził do mnie i razem jedliśmy obiad. A jak nie on, to ja szedłem do klasztoru” – Franciszek ma wciąż w pamięci tamte dni, i to, że kucharka Benedykta używała do mięsa za dużo pieprzu. Benedykt „był obecny na pierwszych konsystorzach, zawsze był obok mnie. Brał udział w ceremoniach. Potem zachorował i stopniowo zamykał się w klasztorze, aż w końcu nie był już w stanie opuszczać swojej rezydencji”. Zanim jednak zdrowie Ratzingera podupadło, pomagał swojemu następcy, jak tylko mógł. „Umożliwił mi rozwój, był cierpliwy. Jak coś nie było dla niego jasne, trzy albo cztery razy się zastanowił, zanim mi to powiedział. Dał mi wolność podejmowania decyzji” – te słowa ucinają wszelkie spekulacje, jakoby surowy teolog Joseph Ratzinger miał się wtrącać merytorycznie i krytykować linię otwartości Bergoglia. Było odwrotnie: Franciszek cieszył się samodzielnością od razu po inauguracji swojego pontyfikatu, dlatego mógł stwierdzić: „Po śmierci Benedykta w moim życiu nic się nie zmieniło, ale przechowuję wspomnienie o nim”.
Nie zabrakło reminiscencji dotyczących okoliczności poznania się duchownych, kiedy nawet nie spodziewali się, że staną na czele Kościoła: „Jak wielu innych, najpierw zetknąłem się z refleksjami teologicznymi Ratzingera. Bardzo ceniłem jego teksty w Communio” – opowiada Franciszek. Osobiste więzi zawiązały się po 1998 roku, gdy argentyński ksiądz został arcybiskupem Buenos Aires i następnie kardynałem, co pociągało za sobą konieczność wizyt w Wiecznym Mieście: „Za każdym razem, kiedy byłem w Rzymie, odwiedzałem go w Kongregacji Nauki Wiary. Był zawsze zadowolony, że mnie widzi, przyjmował mnie z radością i jak prawdziwy dżentelmen. Mieliśmy bardzo szczere relacje. Kiedyś radziłem się go w sprawie pewnej nominacji i rozmawialiśmy o nadużyciach w Kościele. Zorientowałem się, że podziela moją linię”. W wątku dotyczącym przemocy seksualnej Ojciec Święty podkreślił, że to Benedykt XVI zaczął drążyć temat, „był odważny” i sprawdził się jako „papież tranzycji”, zmagając się z „wielkim oporem w Watykanie”.