14 czerwca oczy sportowego świata były zwrócone na Monachium, gdzie rozpoczęły się 17. piłkarskie mistrzostwa Europy. Emocje – niepożądane – mieliśmy jednak już kilka godzin wcześniej w Berlinie. W stolicy kraju ewakuowano ponad tysiąc osób ze strefy kibica usytuowanej nieopodal niemieckiego parlamentu. Powodem był podejrzany pakunek, pozostawiony prawdopodobnie przez jednego z fanów. Na szczęście skończyło się na strachu, ale berliński incydent pokazał, że służby mają oko na potencjalne zagrożenia związane z organizacją wielkiej sportowej imprezy w niepewnych czasach. W stolicy Bawarii podobnych „atrakcji” nie było i cała uwaga mogła się skupić na tym, co na boisku.
Barwny spektakl
Zanim na murawę wybiegły jedenastki Niemców i Szkotów, podziwiano tradycyjną ceremonię otwarcia. Kilkuminutowy spektakl był barwny, pogodny, utrzymany w neutralnej, niewzbudzającej kontrowersji tonacji. Poprawny show, bez większej historii. Na płycie boiska wokół 18-metrowego dmuchanego pucharu wirowało ponad 200 tancerzy, był wielki napis „Witamy w Niemczech”, kolorowe szarfy z nazwami 10 miast gospodarzy, a z głośników brzmiały popularne klubowe kawałki z hitem Euro 2024 „Fire” włącznie. Najbardziej podniosłym momentem było pojawienie się żony legendarnego, zmarłego na początku roku, Franza Beckenbauera. Wdowa po słynnym „Kaiserze”, w asyście kapitanów dawnych mistrzowskich niemieckich drużyn, Bernarda Dietza i Jürgena Klinsmanna, wniosła lśniący puchar, o którym marzą 24 drużyny grające na Euro. Heidi Beckenbauer, gdy wypełniony po brzegi stadion oddawał cześć jej ukochanemu mężowi, nie powstrzymała łez. „Kaiser” czuwa nad reprezentacją, możemy być spokojni, komentowali rozentuzjazmowani kibice.
Szkoci w konfrontacji z gospodarzami byli skazani na porażkę, ale nie zakładano, że zostaną zdemolowani. Wynik 5:1 to i tak najniższy wymiar kary, bo Wyspiarze mogli przegrać znacznie wyżej. Rozpędzona niemiecka maszyna robiła wrażenie. Polotem, finezją i pewnością siebie. O paraliżującej presji nie było mowy. W ataku brylowała wschodząca gwiazda niemieckiego futbolu, 21-letni Florian Wirtz, autor premierowego gola na Euro 2024. Doskonałe podania jemu i reszcie zespołu posyłał Toni Kroos, dla którego mistrzostwa Europy są ostatnim akcentem bogatej sportowej kariery. Utytułowany pomocnik jest w wybornej formie, a jego decyzja o zakończeniu gry w piłkę była sporym zaskoczeniem. Najwyraźniej Kroos chce zejść ze sportowej sceny na własnych zasadach. Niepokonany. 34-latek pożegnał się już z Realem Madryt, wygrywając na początku czerwca prestiżowy finał Ligi Mistrzów. Teraz, na „do widzenia”, z reprezentacją pozostało mu już „tylko” doprowadzić drużynę do Berlina. Do wielkiego finału, 14 lipca. – Doskonały początek naszych mistrzostw! – pisze „Kicker”, zapowiadając kolejnym grupowym rywalom, Węgrom i Szwajcarom, że mają się czego bać.
Kibice małej wiary
Przed mistrzostwami w Niemczech przeprowadzono badania, z których wynikało, że jedynie 13 proc. kibiców wierzy w triumf drużyny narodowej. Pamiętne klęski na dwóch ostatnich mundialach (Rosja 2018, Katar 2022) zrobiły swoje. Znacznie więcej ankietowanych, bo 35 proc., obawia się zamachu terrorystycznego. Po piątkowym, efektownym rozprawieniu się ze Szkotami nastroje się zmieniły, a w Niemczech na dobre zaczęła się futbolowa gorączka. Obawy o bezpieczeństwo przyćmiła ekscytacja poczynaniami ekipy trenera Nagelsmanna, któremu udało się stworzyć zespół będący mieszanką rutyny i doświadczenia z młodzieńczą fantazją. Czy to faktycznie przyniesie im czwarte mistrzostwo Europy? Łatwo nie będzie, bo podobne aspiracje ma wiele innych zespołów: Anglia, Francja, Portugalia, Holandia, Hiszpania, Belgia… A bywa, że objawia się tzw. czarny koń mistrzostw. W każdym razie Euro 2024 zaczęło się świetnie i niech przez kolejne tygodnie piłkarskie święto obfituje w wielkie emocje, dające frajdę nie tylko gospodarzom.