R E K L A M A
R E K L A M A

Noc u japońskich mnichów. Po wejściu do świątyni nie ma odwrotu

O dwudziestej pierwszej brama świątyni Yochi-in zostaje zamknięta na wielki skobel. Nie można wejść. Nie można wyjść. Nie ma odwrotu. Noc spędzam na wyłożonej matami tatami podłodze u mnichów w Kōya-san (prefektura Wakayama). Osadę na płaskowyżu otacza osiem wzgórz, jak osiem płatków lotosu – kwiatu uświęconego w buddyzmie. Ponad sto świątyń buddyjskich sekty Shingon, ogromny cmentarz ukryty wśród pradawnych kryptomerii (potocznie nazywanych cedrami japońskimi) i właściwie tyle. Albo aż tyle. Od kiedy wróciłam z Kōya-san, usiłuję znaleźć analogię – drugie chociaż trochę podobne do niego miejsce. Bez skutku. W 2004 roku osadę wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako jedno z trzech świętych miejsc w paśmie górskim Kii. 

Fot. Pixabay

Oddzielmy fakty od mitów. Fakt: nie byłoby Kōya-san bez żyjącego w IX wieku uczonego mnicha Kūkai. Już w dzieciństwie – jak głosi tradycja – nie trwonił czasu na próżne zabawy. Zamiast tego konstruował kapliczki z traw i drewna, rysował na ziemi buddyjskie wizerunki. Wbrew rodzinie, która najwyraźniej nie poznała się, z jakiego formatu osobowością ma do czynienia, został kapłanem. Ale wciąż mu było mało wiedzy. Jako 31-latek wyruszył w podróż do Chin, by zgłębiać kaligrafię, poezję, a nade wszystko buddyzm ezoteryczny. Do ojczyzny przyniósł go pod nazwą shingon, czyli „prawdziwe słowa”. Nazwa, z którą się nie dyskutuje. Kūkai z cesarskim błogosławieństwem krążył po Japonii, głosił nauki i zakładał świątynie, by ostatecznie osiąść na górze Kōya.

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-04-28

Zofia Jurczak, JAPONIA. KRAJ MOŻLIWOŚCI. Wyd. BEZDROŻA, Gliwice 2025, s. 274