Informację tę ujawnił wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Cezary Tomczyk.
– Sprawa, na którą trafiliśmy podczas kontroli, jest wyjątkowa – drastyczna i skandaliczna. Czy ochroniarze chcieli zarabiać więcej? Nie wiem. Najważniejsze jest to, że te etaty były fikcyjne! Mówimy o kilku ochroniarzach, którzy byli zatrudnieni w Żandarmerii Wojskowej, mimo że w tym czasie byli ochroniarzami Kaczyńskiego i chronili go przez 24 godziny na dobę. Nie wiedzieli o tym żołnierze, wiedziały o tym władze Żandarmerii Wojskowej – powiedział Tomczyk.
„(…) – To jest niewiarygodne, to jest złamanie prawa – mówił Marian Janicki, generał dywizji, były szef Biura Ochrony Rządu. Jednocześnie podkreślił, że przyjęcie do Żandarmerii Wojskowej wiązało się ze skomplikowanym procesem rekrutacji. Służby takiego kandydata musiały dokładnie sprawdzić, a zatrudnieni dostawali certyfikat bezpieczeństwa, który uprawniał ich do zapoznania się z dokumentami o klauzuli niejawności.
– Ci, którzy chronili Kaczyńskiego, mogli mieć dostęp do takich dokumentów, a przypomnijmy, prezes PiS był również wicepremierem. Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrażam.
Generał nie gryzł się w język i zaznaczył, że mogło dojść do złamania prawa, bo są odpowiednie ustawy, które regulują, kto i kogo ma w Polsce chronić. A sposób ochrony Kaczyńskiego wybiegał – w jego opinii – poza prawne regulacje. Janicki nie miał wątpliwości, że Kaczyński, kiedy pełnił funkcję wicepremiera, powinien był być chroniony przez Służbę Ochrony Państwa, czyli dawny BOR.
– To jest postawienie bezpieczeństwa na głowie. W taki sposób chroniony był nie tylko Kaczyński, ale także Mariusz Kamiński. To jest elementarny brak zaufania do własnych służb, to jest jakaś fobia. Tak nie powinno być – nie krył oburzenia.
Ochroniarze prezesa PiS są zatrudnieni przez Grom Group (GG), która ma zatrudniać byłych komandosów, oficerów służb specjalnych i funkcjonariuszy BOR. W 2017 roku ochrona Kaczyńskiego kosztowała miesięcznie 135 tys. zł.
– Kaczyński sam sobie szkodził. Obserwuję tych chłopaków, którzy za nim chodzą, i nie widzę tam byłych funkcjonariuszy BOR – dodał Janicki. Zdaniem byłego szefa Biura Ochrony Rządu za czasów PiS ochrona najważniejszych osób w państwie działała na zasadzie rent a car. – Kiedyś tego nie było, kiedyś traktowano to poważnie. Mam nadzieję, że teraz to się zmieniło (…)”.