Do zarzutów przyznał się przed sądem tylko oskarżony Sławomir P., ale odmówił składania wyjaśnień. Potwierdził jednak wszystko, co mówił podczas śledztwa. Zapytany przez prokuratora Michała Wolaka, czy był w konflikcie z pokrzywdzonym, odpowiedział:
– Nigdy nie byłem skonfliktowany z Tomaszem Z. Nie biłem się z nim i nie kłóciłem, bo bardzo dobrze się dogadywaliśmy. To mój wujek ciągle go wyzywał. Jak byłem u siebie w pokoju, bez przerwy słyszałem jakieś wrzaski i krzyki. A później, jak już mówiłem na przesłuchaniach, chciał zrobić porządek z pokrzywdzonym. Wiele razy zresztą żalił się, że jak Tomasz sprzątał, to wyrzucał wiele dobrych rzeczy. I to strasznie wkurzało wujka. Jak jednak wtedy mówił o tym zrobieniu z Tomaszem porządku, myślałem, że chodzi mu o wyrzucenie go z mieszkania, a nie o zabicie.
Strach przed wywózką do lasu
Oskarżyciel chciał ustalić, dlaczego Sławomir P. pomagał w zabójstwie Tomasza Z., a później w ukryciu jego zwłok.
– Byłem bardzo wystraszony i bałem się wujka.
– Dlaczego nie zgłosił pan tego na policji?
– Wielokrotnie grożono mi, że jak to zrobię, zostanę wywieziony do lasu i zabity. Tak mówili moi dawni koledzy ze szkoły podstawowej, ale nie pamiętam ich imion i nazwisk… Wujek też mnie straszył…
Subskrybuj