Napisałem jego pracodawcom, którzy są mu winni pieniądze, SMS-y wzywające do rozmowy o ewentualnej ugodzie. Jeden na razie milczy, drugi napisał: „Za co? Za siedzenie w pracy i czytanie książki!!!! Jestem stratny i poniosłem konsekwencje jego czynów!!!”. Wtedy zapowiedziałem, że pójdziemy do sądu. Na co ów dżentelmen odpisał „OK, będę się odwoływał, prawnik wie, jak to zrobić, poza tym max, co mogę zapłacić, to połowa, 500 zł”.
Zwracam uwagę, że pracodawcę ubodło to, że pracownik „czytał książkę”. Nie ma mowy o tym, że nie wykonał zleconej pracy czy też, że wykonał ją niestarannie. Poza tym przyznaje on, że jest winien zapłatę i zaczyna się już targować. Ponieważ zaległe wynagrodzenie to 1300 zł, zatrudnienie prawnika nie może się opłacać, więc podejmuje rozmowę. Zwykle udaje się odzyskać zaległe wynagrodzenia przez negocjacje.
Czasem wystarcza jedna rozmowa telefoniczna. Niesumienny biznesmen dowiaduje się, że pracownik ma nasze wsparcie i w obawie przed publiczną kompromitacją woli zapłacić. Poza tym my udzielamy pomocy prawnej nieodpłatnie, a on musiałby ponieść koszt adwokata bez wielkich szans na wygraną, jeżeli rzeczywiście jest tak, jak mówi pracownik. Zdarza się jednak, że dla świętego spokoju i z powodu trudnej sytuacji pracownicy godzą się na kompromis. Zdarza się, choć, niestety, zbyt rzadko, że istotnym wsparciem w naszych staraniach o wypłatę jest Państwowa Inspekcja Pracy. Niestety, jednak niewypłacanie wynagrodzeń nie jest w naszym systemie prawnym ani surowo, ani konsekwentnie karane. A przecież wyłudzenie darmowej pracy ma taki sam skutek finansowy jak zwykłe wyłudzenie pieniędzy.
Takich jak Paweł, wysoko wykwalifikowany pracownik IT, który uparcie rozlicza swych pracodawców z każdego należnego grosza, jest zbyt mało. Wiele osób macha ręką na zaniżone stawki, wyłudzone i nieopłacane nadgodziny, ciesząc się, że w ogóle mają jakiś zarobek. Ta uległość ludzi pracy i bezkarność biznesmenów sprawia, że przypadków oszukiwania na wypłacie jest wciąż wyjątkowo dużo.