– Jacek Snopkiewicz, wieloletni pracownik Telewizji Polskiej, powiedział niedawno, że TVP jest jak szpital zakaźny. Nie można go remontować, trzeba spalić i zbudować od nowa.
– Rozumiem, o co mu chodzi, i się z nim zgadzam.
– W roku 2009 został pan dyrektorem Agencji Informacji TVP i na własnej skórze poznał sposób myślenia środowiska politycznego o mediach. Można powiedzieć, że z tamtych doświadczeń czerpie pan do dziś?
– Tak, to był bardzo intensywny, niełatwy zawodowo czas. Prezesem był wówczas krótko Piotr Farfał popierany przez Ligę Polskich Rodzin. Pracowałem pod dużą presją, w dość skomplikowanym otoczeniu politycznym. Ostatecznie zostałem zwolniony dyscyplinarnie przez polityków właśnie. Dokładniej, przez ludzi PiS-u, sprawę oczywiście wygrałem w sądzie. Usłyszałem wtedy, że mojej „dyscyplinarki” żądał sam Jarosław Kaczyński, bo TVP pod moim kierownictwem atakowała mu brata – prezydenta. Dużo się nauczyłem. Mogłem zobaczyć od środka, jak działają media publiczne.
– Jakiś przykład?
– Od zawsze problemem w TVP są tzw. narośla. Gdy pojawiłem się na placu Powstańców Warszawy w 2009 roku, zwróciłem uwagę na panią Marię. Zarabiała wówczas 6 tys. zł na umowie o dzieło, miała gabinet, aktualizowała kalendarium PAP, ale nikt do końca nie wiedział, czym się zajmuje. Okazało się, że tę świetną umowę sobie wychodziła. Tuż po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych w 2005 r. pojechała do Jarosława Kaczyńskiego i przed kamerami wręczyła prezesowi PiS-u piękny bukiet róż od Telewizyjnej Agencji Informacji. Gdy w świat poszły zdjęcia, na których Jarosław Kaczyński całuje ją po rękach, to zaczęli się wszyscy tej pani bać. Niestety, musieliśmy się rozstać.
Subskrybuj