W sądzie Małgorzata M. złożyła obszerne wyjaśnienia: – W dniu, kiedy doszło do tego wypadku, mąż napisał rano SMS-a, że po mnie przyjedzie i odda mi samochód. Około ósmej podeszłam do auta. Oskarżony siedział za kierownicą i odwrócił głowę. Od razu zwróciłam uwagę, że coś z nim jest nie tak. Wsiadłam, powiedziałam „cześć”, ale on się nie odzywał. Gdy rozmawialiśmy ze sobą dzień wcześniej, wydawało się, że wszystko jest normalnie.
Zredukował bieg i dodał gazu…
Gdy ruszyli, pokrzywdzona zapytała swojego męża: „Robert, co się dzieje?”, bo chciała zacząć jakoś rozmowę.
– Początkowo nie reagował, ale w końcu powiedział, że bardzo go boli, że będzie miał w sądzie sprawę o znęcanie się nade mną. Dodał, że nie daje sobie z tym rady. Poprosiłam go wówczas, żebyśmy gdzieś stanęli i chociaż przez chwilę porozmawiali spokojnie. Odpowiedział, że nie ma czasu, bo jest umówiony z adwokatem. Mówiłam mu, żeby się zbytnio nie przejmował, że rozmawiałam z prokuratorem i mogę jeszcze z tej sprawy zrezygnować podczas składania zeznań. A później zaczęłam rozmowę o dzieciach. Powiedziałam mężowi o wywiadówkach w szkołach, co oznacza, że będę potrzebowała samochodu. Wówczas powiedział, że jednak zmienił plany i nie odda mi dzisiaj auta. Nie przekonało go, że musiałam tego dnia jechać do firmy, gdzie miałam złożyć podanie o pracę. Byłam zdenerwowana i powiedziałam, że zawsze robi mi na złość.
Subskrybuj