Film Stevena Spielberga z 2017 roku opowiada historię afery z czasów prezydentury Nixona, ujawnionej przez „Washington Post”. Sprawa dotyczy oszustw i zakłamań związanych z wojną w Wietnamie. Rządowy raport w tej sprawie ma nadruk „ściśle tajne”.
Dzięki pracownikowi agendy rządowej, który go skopiował, dziennikarze wchodzą w posiadanie tych szokujących dokumentów. I tu zaczyna się moralny dylemat. Czy ujawniać kłamstwa władzy? Wszak wojna w Wietnamie trwa. Czy publikacja nie zaszkodzi żołnierzom na froncie? Czy jest to bezpieczne dla samej gazety i dziennikarzy? Sprawa nie jest prosta, gdyż „Washington Post” wchodzi właśnie na giełdę. Istnieje realna możliwość, że po tej publikacji sąd wsadzi wydawcę do więzienia, a akcje pisma spadną. Właścicielką gazety jest Kay Graham (w tej roli Meryl Streep), która ma twardy orzech do zgryzienia.
Redaktor naczelny Ben Bradlee naciska, by drukować tajny raport, rada nadzorcza i prawnicy są zdecydowanie przeciwko. Spielberg tym filmem przypomina, że dziennikarstwo dawno temu coś jeszcze znaczyło. Warto zobaczyć sobie ten film w czasach, gdy u nas hula kampania wyborcza, a setki dziennikarzy tzw. mediów publicznych trzymanych jest na smyczy Napoleona z Żoliborza.
Zawód dziennikarza stał kiedyś wysoko w hierarchii i był niezwykle prestiżowy i pożądany. Dziś, gdy byle osioł publikujący bzdury w internecie może nazwać się dziennikarzem, gdy pochłonięta przez władzę telewizja realizuje przekazy dnia z centrali partyjnej, gdy zjedzone na śniadanie przez Orlen gazety lokalne wywaliły z redakcji wszystkich opornych, gdy pisemka takie jak „Sieci” czy „Gazeta Polska” bez oporów zasilane są milionami z reklam rządowych i uzależnione od stałego przepływu finansowej kroplówki, trudno zawód dziennikarza uznać za coś chwalebnego.
W pełnym napięcia filmie Spielberga (świetne zdjęcia Janusza Kamińskiego) możemy zobaczyć, na czym polega nie tylko nerwowa praca w redakcji, lecz także odwaga i prawdziwie obywatelska postawa. Przykre, że poza nielicznymi wyspami niezależnego dziennikarstwa takie postawy nad Wisłą to już tylko pieśń przeszłości.