Zaczyna się tak: Załóżmy na moment, że katolicyzm jest od wielu stuleci martwy, zaś tradycja powiązana z jego kultem zginęła. Jedyne, co po nim pozostało, to katedry – wspaniałe, monumentalne budowle, pozostałości starej wiary, dziś zupełnie niezrozumiałe, nieme i opuszczone (…) odnosi się to do wszystkich pięknych kościołów we Francji, a jak wiemy, są ich tysiące.
Przeglądam ten archiwalny tekst (w tłumaczeniu Kajetana Jaksendera) pod strzelistym sklepieniem kościoła św. Eustachego, oczekując narodzin Boga z twarzą dziecka w czasie dzisiejszego deficytu nadziei. To jeden z największych kościołów Paryża, którego gotycka bryła zdobi 1. dzielnicę miasta. Tu ochrzczono Moliera i pogrzebano La Fontaine’a; jego chlubą są wspaniałe organy i obraz Rubensa „Uczniowie z Emaus”, no i tryptyk Keitha Haringa „Życie Chrystusa”, ukończony przez nowojorskiego artystę pop- i street- -artu na kilka tygodni przed śmiercią na AIDS w 1990 roku. Przedstawia hieroglificzne postacie aniołów, ukrzyżowania i to promienne dziecko o imieniu Jezus, uosabiające uniwersalną nadzieję, co chroni przed tyranią przypadku. W półmroku świątyni czerwienią się witraże, piętrzą kolumny, tężeje cisza. Cóż: czytam dalej.
Subskrybuj