Od początku przewidywaliśmy, że tak to się może skończyć. W 2022 r. na łamach Polskiego pacjenta (757) pisaliśmy: Po latach szefowania Macieja Hamankiewicza i Andrzeja Matyi które złośliwcy nazywają okresem Wielkiej Smuty, pojawił się ON. Łukasz Jankowski (dziś 35-latek), który zabłysnął podczas strajku rezydentów 2017 – 2018 (czyli niedouczonych lekarzy, którzy dopiero chcieli zdobyć specjalizację). Mimo młodego wieku, braku doświadczenia i zawodowych sukcesów razem z innymi przywódcami strajku wiedział, jak uzdrowić służbę zdrowia. Okazał się mieszanką idoli popkultury lekarzy: dr. House’a, dr. Kildare’a i dr Ewy.
Profesor Zbigniew Religa uważał, że lekarz nie powinien zajmować się polityką przed ukończeniem 50 lat. A jednak Łukasz Jankowski uwiódł starszych i młodych kolegów. W 2018 r., niedługo po zakończeniu strajków, został prezesem Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. W stolicy jest kilkuset profesorów i doktorów habilitowanych medycyny, a szefem został świeżo upieczony lekarz specjalista (…).
W maju 2022 r. został prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, pokonując dotychczasowego szefa Andrzeja Matyję (lat 69) stosunkiem głosów 252 do 192. Gwiazda nowego szefa rozbłysła w mediach jeszcze jaśniej niż podczas strajku (…). Istnienie samorządu lekarskiego wyposażonego w gigantyczne uprawnienia szkodzi pacjentom. Im więc ten samorząd jest bogatszy, bardziej wpływowy, a jego szef sprawniejszy w zarządzaniu tym interesem, tym dla nas wszystkich gorzej.
Naszym zdaniem (choć możemy się mylić) Jankowski chciał z lekarskiego samorządu uczynić korporację, na której czele stałby on – sprawny menedżer (bo o wybitnym dorobku zawodowym trudno mówić), gdzie sprawy lekarzy, nie mówiąc już o pacjentach, byłyby niekoniecznie na pierwszym planie.
Subskrybuj