Spadkobiercy Drzymały, Witosa, Gucwy, Pawlaka mają ciąg na bramkę! W zasadzie od początku transformacji ustrojowej skupieni są na obsadzaniu państwowych stanowisk swoimi bliskim, krewnymi, przyjaciółmi! Oczywiście zdają sobie sprawę z tego, że uprawiana przez nich polityka kadrowa nie znajduje społecznej akceptacji, ale tym się w ogóle nie przejmują! Robią swoje! Kosiniak-Kamysz, lider ludowców, przywódca chłopów, tych, co to żywią i bronią, nie widzi niczego nagannego w ułatwianiu kariery, załatwianiu lukratywnych posad członkom rodziny. Rzeczywiście nie ma niczego nagannego, ale tylko wtedy, gdy rodzina jest właścicielem zakładu, przedsiębiorstwa, hotelu, jakiegoś gabinetu… i do pracy w nim zatrudnia bliższą i dalszą familię. W przypadku polityków owa rodzinna miłość zwana jest NEPOTYZMEM!
To, co w Polsce wybrańcy narodu nazywają polityką prorodzinną, przypomina momentami strukturę i działalność mafijną! PSL-owcy przywiązani bardziej do paśnika niż do gleby powiadają, że kultywowanie tradycji rodzinnych – przechodzenie fachu z ojca na syna – nie jest wcale złem! Przeciwnie – jest wskazane i pożądane! Zgoda, jeżeli mówimy o konkretnym zawodzie, takim jak kowalstwo, rolnictwo, krawiectwo itp.! Nie da się jednak bez NACIĄGANIA, nawijania makaronu na uszy zaliczyć do takich profesji, gdzie z automatu z ojca na syna przechodzi zawód posła, senatora, prezesa spółek Skarbu Państwa! Za komuny żartowano, że w Polsce mnożą się ludzie, którzy z zawodu są dyrektorami.
Nikt nie docieka, dyrektorami CZEGO, ponieważ o tym, czego obejmą dyrekcję, decydowała PARTIA! PSL wywodzi się w prostej linii z ZSL – ubogiej, służebnej krewnej PZPR, toteż ciągle słychać śpiew i rżenie ZSL-owskich koni, ciągnących rodzinne bryczki na intratne, państwowe posady!