– Jesteśmy na swojej ziemi, nie boimy się niczego i nikogo. Nie jesteśmy nikomu nic winni. Nikomu też niczego nie oddamy. Jesteśmy tego pewni – zwrócił się do rodaków Wołodymyr Zełenski w orędziu wygłoszonym w nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku. Potem skierował swoje słowa do mieszkańców sąsiedniego kraju. Przypominając, że wzdłuż dzielącej go z Ukrainą granicy stoi „prawie dwieście tysięcy żołnierzy, tysiące wozów bojowych”, a ich przywódcy już zatwierdzili ruch naprzód, który „może być początkiem wielkiej wojny na kontynencie europejskim”. – Wiemy na pewno – nie potrzebujemy wojny, ani zimnej, ani gorącej, ani hybrydowej. Ale jeśli nas zaatakują, jeśli spróbują odebrać nam nasz kraj, wolność, nasze życie, życie naszych dzieci, będziemy się bronić.
Nieco później ze swoim orędziem wystąpił Władimir Putin, już ogłaszając rozpoczęcie specjalnej operacji wojskowej, która miała na celu obronę przed „ludobójstwem” ludności Donbasu oraz „demilitaryzację i denazyfikację Ukrainy”. Rosyjski prezydent powoływał się na prośbę władz dwóch tzw. republik ludowych – Donieckiej i Ługańskiej. To one miały poprosić o pomoc i wolę obrony ludności, która „od ośmiu lat jest ofiarą ludobójstwa ze strony kijowskiego reżimu”. Nad ranem rosyjska armia rozpoczęła uderzenie na infrastrukturę militarną i graniczną Ukrainy, również od strony Białorusi.
Tak wybuchła wojna Rosji z Ukrainą
Ale ściślej rzecz biorąc, jest to tylko nowa, pełnowymiarowa faza, bo nieprzypadkowo Zełenski ostrzegał przed „wielką wojną”, a Putin wspominał o całych latach rzekomego ludobójstwa rosyjskojęzycznej ludności w Donbasie, której obronę uznał za pretekst do inwazji.
A tak naprawdę zbrojna agresja Rosji przeciw Ukrainie trwa prawie dziesięć lat. Rozpoczęła się od dokonanej przez „zielone ludziki” Putina okupacji i aneksji Krymu i od inwazji na Donbas, przedstawianej przez Kreml jako secesja ludności regionu zbuntowanej przeciw „krwawemu reżimowi w Kijowie”. Chociaż tzw. separatyści byli od samego początku wspierani, sterowani, a nawet dowodzeni przez kuratorów z Moskwy. Dla Ukraińców to żaden sekret.
– Wojna na wyniszczenie zaczęła się jeszcze w 2014 roku, kiedy odbyła się okupacja części naszego państwa – Krymu i Donbasu – tak pod koniec stycznia 2024 przypominał po raz kolejny prezydent Ukrainy, już nawet z lekką irytacją odpowiadając na pytanie dziennikarzy niemieckiej TV ARD na temat perspektywy konfliktu. Bo jak jesienią 2022 roku zauważyła niemiecka dziennikarka Gwendolyn Sasse, autorka książki „Wojna przeciw Ukrainie”, ta wojna rzeczywiście zaczęła się w 2014, kiedy doszło do okupacji Krymu. – I te działania były ciosem w zasadę suwerenności państwowej, aktem wojny, którego wówczas na Zachodzie nie zaczęto nazywać tym, czym naprawdę był – podkreślała w wywiadzie dla „Deutsche Welle”. Potem zaczęto już nazywać. O tym, że wszystko miało początek właśnie wtedy, mówił także szef NATO Jens Stoltenbrg. – A to, co zobaczyliśmy w 2022, było inwazją na pełną skalę – potwierdził.
Fakt, że ta wojna trwa już prawie dekadę, przyznaje nawet kremlowska propaganda, która wręcz z satysfakcją odnotowała, że 12 lutego wspomniał o niej podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ doradca sekretarza generalnego Organizacji Miroslav Jenča. Tylko zaraz przypomniano, że nieraz wypowiadali się na ten temat rosyjscy politycy, w tym sam Putin, który tydzień wcześniej znów oznajmił, „że konflikt Moskwy z Kijowem został sprowokowany przewrotem w 2014 roku”, wskutek którego Ukraina zaatakowała cywilną ludność Donbasu, a Rosja musiała na to zareagować.
Kiedy ta wojna się skończy?
Za rok, dwa lata, a może… za dziesięć? Tego dziś nie wie nikt. Nie ma też odpowiedzi na najważniejsze pytanie: na czyją stronę może się przechylić szala zwycięstwa.