– W ostatnich dniach „Gazeta Wyborcza” opublikowała wielki artykuł o zatrzymaniu przez nasze służby agenta GRU Aleksandra B., podejrzanego o organizowanie aktów sabotażu. Ten sukces w żaden sposób nie jest w stanie zatrzeć porażki, jaką było wypuszczenie, jak mawiają Rosjanie, za bezdurno, ich agenta Pawła Rubcowa (w ramach wymiany agentów między USA a Rosją), którego na lotnisku osobiście witał Putin.
– Nie wiem, czy B. był kadrowym funkcjonariuszem GRU (GU), czy agentem, i jaka była jego rola w organizowaniu sabotażu. Wiem, że większość osób, które trudniły się podpaleniami, robieniem zdjęć szlaków transportowych, uszkodzeniami semaforów czy torów kolejowych, to byli ludzie zwerbowani, często z pomocą mediów społecznościowych, za kilkaset czy kilka tysięcy euro do jednorazowej akcji. Wydaje się, że Aleksander B. to nie jest ten sam ciężar gatunkowy co Rubcow. Z pewnością Rosja ma też w naszym kraju pewną grupę „uśpionych”, zakonspirowanych, przeszkolonych i przygotowanych do działań dywersyjnych funkcjonariuszy gotowych do działań w razie konfliktu zbrojnego, którzy na co dzień żyją wśród nas jak przeciętni obywatele. W czasach zimnej wojny Wojsko Polskie miało atakować północną RFN oraz Danię i my też na tym kierunku działań mieliśmy takich ludzi gotowych do sabotażu lub przyjmowania grup sabotażowych po rozpoczęciu wojny. Wracając do pytania, myślę, że warto uczulać społeczeństwo na istniejące zagrożenia.
Subskrybuj