To ponoć największy proces w historii Sądu Okręgowego w Łodzi. Oczywiście chodzi o liczbę oskarżonych. W tym procesie jest ich 43. Samo odbieranie danych osobowych zajęło sędziemu Marcinowi Masłowskiemu kilka godzin. Pierwsza rozprawa odbyła się w sali nr 1. To sala, w której kilkadziesiąt lat temu toczył się proces łódzkiej grupy przestępczej nazywanej ośmiornicą i która wyposażona jest w szyby kuloodporne. Mimo że jest spora, trudno było znaleźć wolne miejsce. Sami oskarżeni i ich adwokaci tworzyli grupę niemal 100-osobową. Przed budynkiem łódzkiego sądu pojawiła się duża grupa policjantów. Wielu funkcjonariuszy patrolowało także wnętrze budynku. Na niewiele się to zdało. Podczas odbierania danych osobowych w łódzkim sądzie rozległy się syreny alarmowe. Cały gmach został ewakuowany. Sędzia nie skończył odbierać danych, prokurator nie odczytał aktu oskarżenia i proces nie mógł się rozpocząć. Oczywiście natychmiast pojawiały się spekulacje co do przyczyn alarmu. Te bardzo szybko wyjaśnił sędzia Grzegorz Gała, rzecznik prasowy ds. karnych łódzkiego sądu:
– Alarm przeciwpożarowy przypadkiem włączyła sprzątaczka…
Wzorowa organizacja
Kilka dni później prokurator odczytał akt oskarżenia i proces mógł się rozpocząć. Choć minęło już pół roku od tamtego dnia, sąd nie odebrał jeszcze wyjaśnień od wszystkich oskarżonych. Trudno zatem wyrokować, kiedy postępowanie dowodowe przed sądem się zakończy. W tym procesie wszyscy oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy, a jeśli ktoś przebywa w areszcie lub zakładzie karnym, to w związku z inną sprawą. Jednak większość ma tzw. dozór policyjny oraz zabezpieczenie majątkowe. To utrapienie dla sądu, bo każda rozprawa rozpoczyna się od wniosków i próśb oskarżonych, aby na przykład zmniejszyć częstotliwość wizyt na policyjnych komisariatach.
Subskrybuj