Przez półtora roku był posłem niezrzeszonym. Z pochyloną głową przemykał po sejmowych korytarzach, rozpamiętując, że jeszcze chwilę wcześniej był rozchwytywaną gwiazdą wywiadów, najmłodszym posłem w parlamencie.
Powrót posła
Gdy w październiku 2023 roku Adam Gomoła odbierał legitymację poselską, miał 24 lata, a prasa pisała, że to nadzieja polskiej polityki. Pięć miesięcy później został… najmłodszym aferzystą sejmowym. Jego karierę przecięła „Nowa Trybuna Opolska”, publikując stenogramy z nagrań, na których Gomoła instruuje lokalnego działacza, jak obejść limity finansowe w kampanii wyborczej, wpłacając pieniądze na konta prywatnej firmy i podpisując fikcyjną umowę o konsulting. – W wyborach parlamentarnych też takie umowy podpisywaliśmy – mówi na spisanych nagraniach poseł. Niedługo później przyzna, że nagrania są autentyczne, ale że padł ofiarą prowokacji. Pewnie miał rację. Intrygę zapewne uknuli bardziej doświadczeni „partnerzy” z PSL, czyli funkcjonującej jeszcze wtedy Trzeciej Drogi, dla których Gomoła za bardzo próbował się rządzić. Didaskalia nie miały znaczenia dla partii matki. Świeżo upieczony marszałek i pachnące świeżością ugrupowanie PL2050 nie mogli sobie pozwolić na takie zgniłe jajo. Tego samego dnia zarząd krajowy podjął uchwałę, na mocy której wykluczył posła Adama Gomołę z Polski 2050 Szymona Hołowni. – Zaistniała sytuacja pozostawia wątpliwości, czy w przypadku pana posła Adama Gomoły zostały zachowane standardy przejrzystości i transparentności – czytamy w lakonicznym komunikacie zamieszczonym na stronie partii. Poseł został też wyrzucony z klubu parlamentarnego. Sprawą zajęła się prokuratura. Banicja trwała rok i siedem miesięcy. W obliczu spadającego poparcia, rozsypującego się klubu i zapowiedzi ucieczki kapitana z tonącego okrętu PL2050 brzytwy się chwyta, i to chwyta się brzydko. – Rozmawialiśmy z Adamem, zadałem mu trudne pytania i jako adwokat na podstawie tej rozmowy wyrobiłem sobie stanowisko – próbował się tłumaczyć przed dziennikarzami szef klubu Paweł Śliz.
– Adam jest w tej sprawie świadkiem, przez półtora roku organy ścigania nie zdobyły dowodów, żeby przedstawić jakiekolwiek zarzuty – stwierdził. – Dla mnie sprawa jest zamknięta – dodał Gomoła. Prawda jest taka, że prokuratura przesłuchała posła po ponad roku prowadzenia postępowania, zbiera dowody i nic nie wskazuje na to, że śledczy chcą sprawę umorzyć. Co więcej, właśnie przedłużyli śledztwo o kolejne trzy miesiące. Najciekawsze w tej historii jest jednak to, że właśnie okazało się, że powrót posła do klubu nie oznacza powrotu do partii. Dlaczego? Bo nigdy nie został z niej wykluczony. Po podjęciu decyzji przez zarząd odwołał się i w związku z tym był jedynie zawieszony, a nie wyrzucony z jej szeregów.
To wszystko przez tego pier…
Miejsce dramatu: Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Główni aktorzy dramatu: Paweł Śliz – przewodniczący komisji i Tomasz Zimoch – członek tejże, niedawno wyrzucony z klubu za krytykę Szymona Hołowni. Role poboczne: posłowie PiS, Paweł Jabłoński i Mariusz Gosek, poseł PL2050 Sławomir Ćwik. Czas: środowe popołudnie 15 października. Komisja rozpatrywała ustawę budżetową w części związanej z wymiarem sprawiedliwości. Na posiedzenie zaproszono przedstawicieli kilkunastu instytucji, w tym: Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Trybunału Konstytucyjnego i Rzecznika Praw Obywatelskich. Termin obrad kolidował z podkomisją nadzwyczajną ds. rozpatrzenia poselskiego projektu ustawy o niekaraniu ochotników broniących wolności i niepodległości Ukrainy, która składa się z połączonych komisji Sprawiedliwości i Obrony Narodowej i której niektórzy członkowie zasiadają zarówno w jednej, jak i w drugiej komisji.
Politycy PiS zawnioskowali o przerwę w obradach, aby ustalić nowy termin posiedzenia podkomisji, uznając, że projekt jest wyjątkowo istotny. Przewodniczący Paweł Śliz, chcąc przechytrzyć polityków opozycji, przyjął wniosek o przerwę i zarządził bez głosowania, że będzie trwała minutę, ale nie skontaktował się z posłem Pawłem Suskim z PO (przewodniczący podkomisji), jak prosili wnioskodawcy. Na to zareagował wściekły Paweł Jabłoński i złożył wniosek o zamknięcie posiedzenia.
Gdy do sali wchodzili kolejni spóźnieni politycy, usprawiedliwieni posiedzeniami innych komisji, przewodniczący łajał posłów PiS za organizowanie hucpy, brak szacunku dla gości i nieumiejętność formułowania wniosków formalnych. Wiedział, że na sali może być za mało polityków koalicji, by odrzucić wniosek. Zarządził kolejną przerwę i zaczęło się nerwowe spraszanie posiłków. Chwilę wcześniej do sali wszedł Sławomir Ćwik z PL2050 i gdy tylko skończyła się przerwa, zgłosił wniosek o zbadanie alkomatem Jabłońskiego i Mariusza Goska, co wyprowadziło ich z równowagi: – Co za śmieć – rzucił w stronę Ćwika Jabłoński, a Gosek zapowiedział pozew.
Gdy Paweł Śliz przeliczył obecnych w sali i uznał, że koalicja ma już większość, przeprowadził głosowanie. Wynik z kolei jego wyprowadził z równowagi. – Będziemy musieli zwołać jeszcze raz – wyszeptał do niego przedstawiciel biura prawnego, na co Śliz, nie mając świadomości, że ma włączony mikrofon, powiedział: – To wszystko przez tego pier… Zimocha! Przewodniczący pomylił się po raz kolejny podczas tego posiedzenia. To nie głos Tomasza Zimocha zaważył na wyniku. On nawet nie wziął udziału w głosowaniu, bo nie mógł znaleźć karty, ale dwóch innych polityków koalicji, którzy, spóźnieni, nie wiedzieli, nad czym głosują i przycisnęli przycisk „za” zamiast „przeciw”. Śliz podejrzewał, że Zimoch zrobił na złość, mszcząc się za głosowanie z dnia poprzedniego w Komisji Infrastruktury. Wtedy jego poprawki do ustawy – Prawo o ruchu drogowym zostały odrzucone przez kolegów z koalicji rządzącej, bo nie zostały uzgodnione z klubami. Tomasz Zimoch zażądał usunięcia Pawła Śliza z fotela przewodniczącego, ukarania przez Komisję Etyki i Naczelną Radę Adwokacką (Śliz jest prawnikiem), nazwał go chamem i nie przyjął telefonicznych przeprosin, grożąc pozwem cywilnym.
Kuźnia prawa
Na szczęście parlament to nie tylko walka zwaśnionych klanów i wewnętrzna rywalizacja. To też kuźnia prawa, w której wykuwane są przepisy mające wpływ na nas wszystkich. W oparach wulgarnych awantur Sejm przyjął między innymi wspomnianą nowelizację ustawy – Prawo o ruchu drogowym. Zgodnie z zaproponowanymi zmianami prawo jazdy zostanie zatrzymane po przekroczeniu prędkości o 50 km/godz. i więcej nie tylko w terenie zabudowanym, lecz także poza nim na drogach jednojezdniowych dwukierunkowych. Pomysł, by takie same przepisy obowiązywały na wszystkich drogach, w tym ekspresowych i autostradach, nie uzyskał poparcia większości. Kierowca, który prowadzi mimo zatrzymania prawa jazdy, utraci uprawnienia. Z kolei dokument uprawniający do prowadzenia samochodu będą mogły uzyskać już 17-latki. Przez rok nie będą mogły przewozić nieletnich pasażerów bez asysty pełnoletniej osoby, będą musiały jeździć wolniej, niż pozwalają ogólne przepisy i bezwzględnie nie będą mogły prowadzić po spożyciu alkoholu. Przez pierwsze sześć miesięcy (lub do osiągnięcia pełnoletności) za kółko usiądą tylko w asyście doświadczonego kierowcy.
Ustawa wprowadza też obowiązek jazdy w kasku na rowerze i hulajnodze (także elektrycznej) dla osób poniżej 16. roku życia. Wyjątkiem będzie sytuacja, gdy dziecku towarzyszy opiekun. To ten przepis chciał usunąć Tomasz Zimoch, ale zgody nie wydali koledzy z koalicji. Ustawa trafi teraz do Senatu i ma sporą szansę na podpis prezydenta.
Przeciwnie uchwalony zakaz hodowli zwierząt na futra. Prezydent podkreślał, że nie zgodzi się na propozycje likwidujące gałęzie polskiego przemysłu i raczej nie przekona go długi, bo siedmioletni okres przejściowy i fakt, że 100 posłów PiS poparło te rozwiązania.