Wisła Kraków – Widzew Łódź. Mecz powinien zostać powtórzony

Sędzia Damian Kos wypaczył wynik meczu Pucharu Polski między Wisłą Kraków i Widzewem Łódź. Niestety, kultura traktowania sędziów piłkarskich jak święte krowy sprawia, że poza Twitterem mało kto chce mówić o tym głośno.

Wisła Kraków - Widzew Łódź. Łodzianie domagają się powtórzenia meczu (fot. Polsat Sport)

To był jeden z najdziwniejszych meczów jakie widziałem w życiu. Ani Wisła Kraków, ani Widzew Łódź nie przedstawiały zbyt dużej jakości piłkarskiej. Powiedziałbym, że pierwsza połowa należała do wiślaków, druga do widzewiaków, ale to i tak bez znaczenia. Czego piłkarze nie robiliby na boisku, to i tak nie przyćmiliby Damiana Kosa, sędziego, który postanowił skupić całą uwagę kibiców na sobie.

Sędzia Damian Kos (fot. PZPN)

Wisła Kraków – Widzew Łódź. Najdłuższy mecz w dziejach?

Kontrowersje zaczęły się w drugiej połowie, gdy pierwszą bramkę dla Widzewa zdobył Imad Rondić. Sędzia Kos usłyszał od swoich kolegów sprawdzających VAR, że być może piłkarz był na pozycji spalonej. Sprawdzanie tego czy widzewiak rzeczywiście był na spalonym trwało siedem długich minut. To chyba najdłużej sprawdzany VAR jaki widziałem w życiu. Ostateczna decyzja sędziego (warto pamiętać, że sędziowie VAR tylko przedstawiają mu swoje opinie, finalnie to tylko on ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje) była doprawdy kuriozalna.

Sędzia uznał, że piłkarz Widzewa faktycznie był na spalonym, ale wcześniej inny piłkarz tego klubu był faulowany w polu karnym, w związku z czym podyktował rzut karny. Pierwszy raz w życiu widziałem karnego przyznanego po tym gdy piłka wpadła do siatki. Warto odnotować, że ani faulu ani spalonego oko sędziego Kosa nie dostrzegło podczas gry. Dopiero bardzo długie konsultacje z kolegami i obejrzenie powtórki sprawiły, że sędzia zauważył coś, czego wcześniej nie mógł się dopatrzeć.

Czy w tej sytuacji rzeczywiście był spalony? Ostatecznie Imad Rondić otrzymał piłkę nie z podania, a dlatego że odbiła się ona od piłkarza Wisły. W tej sytuacji o spalonym nie może być mowy. Szczęśliwie dla łódzkiego klubu, karnego na gola zamienił Bartłomiej Pawłowski, ale brak zdecydowania pomorskiego sędziego już zachwiał wynikiem meczu. Musiał on później doliczać czas nie tylko dlatego, że kibice odpalili race i zadymili boisko ale też dlatego, że sam wymusił długą przerwę w grze.

Wisła Kraków – Widzew Łódź. Sędziowie VAR nie chcieli uznać gola dla Wisły

Prawdziwe kontrowersje zaczęły się jednak z końcem drugiej połowy. W ostatnich minutach doliczonego czasu gry  (mowa już o czasie, którego doliczenie zawdzięczamy wyłącznie Kosowi) gola zdobyła Wisła Kraków. Niemal natychmiast odezwali się sędziowie VAR, którzy uważali, że bramka nie powinna zostać uznana. Gdy Angel Rodado oddawał strzał zza pola karnego, to na spalonym był Igor Łasicki, który popychał piłkarza Widzewa. Eksperci komentujący mecz, jak i byli sędziowie są w tej sytuacji zgodni: sędzia miał do wyboru, albo nie uznać gola z powodu spalonego, albo nie uznać gola z powodu faulu. Z nieznanych powodów Damian Kos wybrał trzecie rozwiązanie i bramkę uznał.

Kontrowersji dostarczyła także kolejna bramka znowu strzelona przez Rondića. Tym razem koszmarnego błędu dopuścił się bramkarz Wisły Alvaro Raton. Gdy próbował on wybić piłkę z linii bramkowej, to podbiegł do niego napastnik Widzewa i z jednego metra została skierowana do siatki. Komentatorzy w Polsacie Sport zauważyli nawet, że „nikt już tej bramki Rondiciowi nie odbierze”, ale znowu się pomylili. Już minutę później sędzia Damian Kos pokazał, że gol nie powinien zostać uznany, ponieważ Rondić gdy ruszał w kierunku bramkarza to powinien stać na za linią bramkową, a stał na linii.

To bardzo ciekawe, że sędzia Kos stawał się prawdziwym szczególarzem gdy bramki zdobywał Widzew, ale nie widział ewidentnego spalonego gdy bramki zdobywała Wisła.

Wisła Kraków – Widzew Łódź. Mecz powinien zostać powtórzony

Był to najdłuższy mecz jaki widziałem w swoim życiu. Nie dość, że sędzia (w dużej mierze ze swojej winy) doliczył 20 minut do podstawowego czasu gry, to jeszcze doszła (także przedłużana na siłę) dogrywka. Normalnie doczekalibyśmy się 140 minuty na zegarze, ale chyba mający świadomość absurdu tej sytuacji realizatorzy Polsatu po regulaminowych 90 minutach gry wyzerowali zegar. Warto przypomnieć, że obie drużyny grają kolejne mecze już w weekend, ale sędzia Damian Kos tak dobrze bawił się uwagą mediów, że po prostu miał to w dupie i próbował przedłużać zawody w nieskończoność.

Nic dziwnego, że w tych bulwersujących okolicznościach prezes Widzewa Łódź domaga się powtórzenia meczu i zdecydowanie ma rację. Jeśli wystawia się do sędziowania spotkań takich amatorów jak Damian Kos to równie dobrze można wynik meczu rozstrzygnąć rzutem monetą. Ba, być może byłoby to nawet sprawiedliwsze rozwiązanie. Jeśli działacze PZPN nie chcą słyszeć od kibiców wyzwisk i sugestii mówiących, że „wróciły lata 90.” To powinni ten mecz jak najszybciej powtórzyć.

 

 

 

 

 

 

 

2024-03-02

Jan Rojewski