R E K L A M A
R E K L A M A

Spokojny człowiek bez wybuchów złości. Finał sąsiedzkiej kłótni cz. II

Oskarżony, siedemdziesięcioletni emeryt, również przed sądem nie przyznał się do stawianego mu przez prokuraturę zarzutu. Odmówił także składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania stron. Mężczyzna odpowiada z wolnej stopy.

Fot. Pexels

– Nie czuję się w tej chwili na siłach, żeby cokolwiek mówić. Może zdecyduję się na to na kolejnej rozprawie – oświadczył krótko Mirosław S.

Żona długo krzyczała: „Kazik, Kazik”…

Obszerne zeznania złożyła zaś Helena R., żona pokrzywdzonego. Opowiadała przed sądem, że tego tragicznego dnia jej mąż poszedł na swoją działkę ściąć drzewo, bo było pochylone. I już nigdy stamtąd nie wrócił. 

– Długo go nie było i krzyczałam: „Kazik, Kazik!”, ale się nie odzywał. Początkowo nie martwiłam się, bo nie za bardzo dobrze słyszał, i poszłam szykować obiad. Około 15 znowu wyszłam na podwórko wołać męża i bardzo głośno krzyczałam, ile tylko sił miałam. Tym razem doszłam aż do rzeki, ale jej nie przechodziłam, bo dość głęboko tam było. A później zobaczyłam, jak syn biegnie w moją stronę. Krzyczał i płakał, to mówię do niego: „Co się stało?”, a on mi na to: „Mamo, tata nie żyje”. Stałam jak wryta i nie mogłam się ruszyć, ale w końcu wróciłam na swoje podwórko. Strasznie to przeżywałam i jak przyjechała karetka, dostałam jakiś zastrzyk uspokajający. Sąsiedzi też mnie uspokajali. A później, proszę wysokiego sądu, już nigdy nie byłam w miejscu, gdzie to się zdarzyło, i nigdy tam nie będę.

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-03-24

Jacek Binkowski