Z niewielkiego, wypełnionego przeszklonymi gablotami pomieszczenia na parterze wchodzimy po schodach na piętro. Tam przyjmuje nas gospodarz. Reprezentuje czwarte pokolenie rodziny Ferrigno zajmujące się szopkarstwem. Tam, gdzie rozmawiamy, niewiele jest figurek współczesnych postaci, wszechobecnych na ulicznych straganach. Oprócz Świętej Rodziny, Trzech Króli i pasterzy – postaci typowych również dla polskich szopek – widzimy codzienne życie Neapolu sprzed kilku wieków. Jest rzeźnik, karczmarz i sklepikarz, który miotłą próbuje przegonić myszkę. Kobiety niosą kosze pełne owoców i butelki – pewnie wracają z targu.
Starszy pan w kaszkiecie siedzi na balkonie z kawiarką. Siwowłosa wróżka ma na czole trzecie oko, a przed nią stoi szklana kula. Każdy detal – jedzenie, biżuteria, stroje itp. – jest dopracowany i robi ogromne wrażenie. Bez problemu rozpoznajemy nawet potrawy na stołach, przy których siedzą postaci. – Rodzinna tradycja rozpoczęła się w 1836 roku od mojego pradziadka Carmine, który był stolarzem. Od czasu do czasu lubił robić szopki. Tworzył je dla ludzi, których znał i spotykał – opowiada Marco Ferrigno. Pradziadek Carmine musiał mieć pierwszorzędny talent, bo z czasem dostawał coraz więcej próśb o szopki i zamienił swoją pasję w pracę.
Potem tą samą drogą poszedł jego syn Salvatore – dziadek Marco. – Miał trzynaścioro dzieci. Jedenastym był mój ojciec Giuseppe – wylicza wybitny szopkarz. Co wyróżnia neapolitańskie szopki na tle innych? Ferrigno tłumaczy, że są znacznie bogatsze i bardziej szczegółowe, a do tego cały czas ewoluują. – Co roku pojawia się coś nowego. Np. w tym roku w neapolitańskiej szopce pojawił się Jannik Sinner – słynny włoski tenisista. Jest też wiele innych postaci, które wyróżniały się w świecie polityki, kultury! Mamy m.in. Donalda Trumpa, mamy słynnych piłkarzy… – wylicza.
Dopytywany o polskich futbolistów wymienia m.in. Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika, którzy byli piłkarzami Napoli i doczekali się swoich figurek”.