Należy stanowczo podkreślić, że polscy szlachcice znali i rozumieli ideę głosowań większościowych. W ten sposób zapadały chociażby wyroki deputatów, sędziów Trybunału Głównego Koronnego. Przyjęło się nawet określenie na głosowania większością, że to decyzje podejmowane sposobem sądowym. Po sądowemu rozstrzygano rzecz zwłaszcza wtedy, gdy doprowadzenie dyskusji do finału wydawało się absolutnie nieodzowne, a brak konkluzji groził anarchią lub ośmieszeniem organu.
W sytuacji, gdy zażarta walka polityczna krępowała lokalne zgromadzenia, stopniowo wprowadzano większościowy wybór posłów sejmowych przez sejmiki. W 1598 roku regułę oficjalnie przyjęto na Mazowszu, w 1611 roku w województwach sieradzkim i krakowskim, w 1613 na całej Litwie. Badacz zagadnienia Zdzisław Ilski wyliczył, że ostatecznie aż 65 procent wszystkich sejmików ziemskich w Rzeczpospolitej głosowało większościowo.
Rozwiązanie uznano za nieodzowne, ale nie budziło ono zadowolenia, a tym bardziej dumy. Od samego zarania demokracji szlacheckiej najwyżej ceniono zgodę. Był to jeden z tych uświęconych terminów, które przepełniały sobiepanów pychą i paraliżowały ich, ilekroć zachodziła obawa wystąpienia przeciwko jakiejkolwiek „źrenicy wolności”. Tak jak nie wolno było podważać równości czy cnoty, tak też nie godziło się kwestionować, że demokracja szlachecka jest oparta na powszechnej zgodzie. Kto ośmielał się to czynić, ryzykował, że bracia uznają go za „wyrodka”, nawet zdrajcę, który „nie kocha wolności”.
Subskrybuj