Tytuł mówi wszystko, a koncept podróży w czasie jest tyleż w kinie wyeksploatowany, co zawsze jednak kuszący, nic więc dziwnego, że twórcy często po ten chwyt scenariuszowy sięgają. Z różnym zresztą skutkiem. Oto mamy lata 50. z ich uporządkowaną hierarchią społeczną. Rządzą faceci, a kobiety są tylko ich tłem, czyli piorą, gotują, sprzątają, wiążą krawaty swym mężom szefom i mają do tego ładnie wyglądać. Mężczyzna potrzebuje w żonie służącej i kochanki, a nie partnerki.
Taka jest rodzinka państwa Dupuis. Hélene i Michel żyją sobie wraz z dziećmi w małym francuskim miasteczku. On pracuje w firmie przydzielającej kredyty, a ona jest zatrudniona na pełnym etacie domowych robót. Aż pewnego dnia na skutek zwarcia prądu w pralce oboje przenoszą się do roku 2025. A w nowych czasach wszystko jest postawione na głowie. To Hélene jest dyrektorką wielkiej korporacji, a jej mąż zasuwa przy garach. Przybyszy z lat 50. szokują nie tylko roboty kuchenne i domowe (odkurzacz sam odkurza mieszkanie) czy rozwiązania techniczne (smartfony), ale także zmiany obyczajowe (kobiety na stanowiskach, kobiety w siłowniach, w wojsku i za kółkiem, małżeństwa homoseksualne).
Zabawne jest, gdy widz, siedząc wygodnie w fotelu, nagle uświadamia sobie, jak wiele w ciągu krótkiego w sumie czasu się zmieniło. Gdy bohaterów dziwią nowoczesne układy i rozwiązania, nas bawią dawne obyczaje – z paleniem papierosów w biurach i lekceważeniem kobiet włącznie.
W komedii wszystko może się zdarzyć, a film zestawia nam te dwie epoki bez ideologicznego zacietrzewienia, oprawione ciepłym humorem. Widz musi sam zadecydować, które czasy są jego zdaniem fajniejsze. Państwo Dupuis, początkowo przerażeni, chcą szybko wracać, ale z czasem odnajdują się w nowej sytuacji. Solidne aktorstwo, które zawsze cechowało francuskie kino, powoduje, że „Kopniętych” ogląda się bez zbędnej czkawki.
Warto udać się do kina, tym bardziej że w dzisiejszej Polsce nie brakuje osobników, którzy operując skandalami i żonglując gaśnicami w naszym upiornym teatrzyku politycznym, z lubością cofnęliby Polskę w czasie – i to nie tylko o kilkadziesiąt lat, ale od razu w mroki średniowiecza.
Na szczęście zmiany są tak duże, że już nieodwracalne. Cofacze jednak nie ustają w swej misji powrotu do starych porządków, więc trzeba uważać na awarie w starych pralkach, bo można przypadkowo (np. w trakcie kolejnych wyborów parlamentarnych) przenieść się w czasie jak filmowe małżeństwo Hélene i Michel.