Ten pozornie sielankowy paradygmat, trwający kilka dekad, mający niekiedy rewolucyjne zwroty akcji, w życiorysie księgarza, aktywisty, pisarza, tłumacza, nauczyciela akademickiego i wysokiego urzędnika państwowego ma wiele odsłon. Radosnych wzlotów i bolesnych uniesień, czyli tego, co składa się na szary heroizm. Postawę w Polsce jedynie tolerowaną, bowiem w Polsce emblematyczny jest tylko heroizm śmierci.
Autobiografia Karola Czejarka, bardziej gawęda o życiu i czasach, nie buduje mitu nadczłowieka, który epoce się nie kłaniał. Przeciwnie, z pokorą kłaniał się, mając na uwadze swe pochodzenie, życiowe plany, często pokrzyżowane, skrywane poczucie niesprawiedliwości i nadzwyczajną élan vital, nakazujące pozytywistyczną pracę ku pożytkowi wszystkich. To książka bardzo osobista, szczera, będąca świadectwem zapominanej już epoki, kiedy po 1945 roku podzielono nasz świat na nowo i wyznaczono mu i nam miejsce poślednie. Ale wybór był. I Czejarek opowiada jaki… „Zatem moja autobiografia będzie przede wszystkim o tym, jak ja – urodzony w Berlinie – z matki Niemki i z ojca – dumnego Ślązaka z Zabrza (którego ojciec i dziadkowie brali udział w powstaniach śląskich) – stałem się Polakiem”. Mieszane pochodzenie, które przez cały czas PRL-u budziło podejrzenia i nieufność, stało się budulcem silnego patriotyzmu, ten zaś – paliwem dla służby rodakom. Matka Niemka jest w autobiografii Czejarka figurą ważną, do której autor wraca kilkakroć. „Była rodowitą Niemką (z okolic Hildesheimu i Hanoweru), cudowną i bardzo dobrą, czułą oraz dbającą o rodzinę – kobietą. Prostą kobietą, która niewiele wiedziała o tym, co się tak naprawdę stało w latach wojny. (A nawet była przekonana, że to «świat» napadł na Niemcy, a nie Niemcy na innych)?!”.
Subskrybuj