Nowe realia wymusił stan zdrowia aktora. Bruce Willis, który okrągłe urodziny obchodził w marcu – 70-letnia ikona kina akcji – zmaga się z demencją czołowo-skroniową (FTD), rzadką, lecz brutalnie postępującą chorobą neurodegeneracyjną, która uderza nie w ciało, lecz w osobowość. Najpierw pojawiły się trudności z wysławianiem się, potem z czytaniem, rozumieniem prostych komunikatów, aż w końcu zanikła możliwość samodzielnego poruszania się. Dziś aktor nie mówi, nie pisze, nie zawsze rozpoznaje bliskich. FTD systematycznie rozbraja człowieka od środka. Odbiera empatię, kontrolę nad emocjami, zdolność logicznego myślenia. Potrafi całkowicie przekształcić charakter: z człowieka ciepłego i dowcipnego pozostaje osoba milcząca, impulsywna albo całkowicie wycofana. W przypadku Bruce’a oznacza to, że ktoś, kogo świat zapamiętał jako charyzmatycznego bohatera z ciętym językiem, nie potrafi dziś wypowiedzieć pełnego zdania. Traci kontakt z rzeczywistością i sobą samym.
W tej sytuacji Emma Heming podjęła decyzję, której nikt nie chciałby podejmować. Z miłości do męża i troski o wspólne córki, Mabel i Evelyn, zamieszkała z nimi osobno, powierzając opiekę nad Bruce’em całodobowemu zespołowi specjalistów. – Dla niego to dom pełen ciepła i opieki – mówi. Dziewczynki, które mają 11 i 13 lat, odwiedzają ojca regularnie. To późne dzieci – Bruce został ojcem po raz czwarty i piąty, mając 57 i 59 lat. Nie zdążyły go poznać takim, jakim pamiętają go jego starsze córki z małżeństwa z Demi Moore: Rumer, Scout i Tallulah. Dla nich był silny, zabawny, obecny. Grał z nimi w ogrodzie, zabierał na plan filmowy. Jego najmłodsze dzieci uczą się go inaczej, w ciszy, poprzez dotyk i spojrzenie. Śniadania, wspólne oglądanie filmów, zwykłe bycie obok to ich sposób na budowanie więzi. Lekarze mówią jasno: teraz najważniejsze są bliskość i obecność, na tyle, na ile Willis może ją jeszcze przyjąć. Bo w tej chorobie z czasem znika wszystko.
To, że taka kariera już przeszła do historii, jest poruszające nie tylko dla najbliższych, lecz także dla widzów. Bruce Willis ma zaledwie 70 lat. To nie jest wiek, w którym aktorzy tej klasy schodzą ze sceny. Clint Eastwood wciąż reżyseruje w wieku 95 lat. Mel Brooks, prawie stulatek, w 2023 roku odebrał honorowego Oscara za całokształt twórczości, z humorem i błyskiem w oku. Dla nich czas nie oznacza końca, raczej kolejne rozdziały. A Bruce Willis, niegdyś jeden z najjaśniejszych punktów na hollywoodzkim firmamencie, nagle zamilkł. Bruce, a właściwie Walter, bo takie jest jego pierwsze imię, to nie tylko John McClane ze „Szklanej pułapki”. To aktor, który na nowo ukształtował kino akcji lat 90. XX wieku, a potem zaskoczył świat dramatyczną głębią w „Szóstym zmyśle” i „Pulp Fiction”. Jego filmy zarobiły miliardy dolarów, a on sam stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów swojej epoki.
Za sukcesem stał człowiek z krwi i kości. Urodzony w Niemczech, wychowany w New Jersey, przez lata zmagający się z jąkaniem. Aktorstwo było dla niego terapią i drogą ucieczki. Zaczynał jako barman, zanim trafił do serialu „Na wariackich papierach”, który otworzył mu drzwi do Hollywood. Przez dekady był symbolem twardziela z ludzką twarzą, charyzmatyczny, błyskotliwy, nieprzewidywalny. Tuż przed ogłoszeniem diagnozy afazji, która później okazała się pierwszym objawem demencji, zagrał jeszcze w kilku filmach. Były to role małe i czasem symboliczne, ale on nie odmawiał, jakby czuł, że musi pożegnać się z kinem, które było jego życiem. W 2022 roku rodzina ogłosiła jego wycofanie się z aktorstwa. Potem świat poznał prawdziwy powód: demencja czołowo-skroniowa.
Emma Heming, Demi Moore i ich patchworkowy klan wspierają Willisa i używają swoich kanałów, by zwiększyć świadomość społeczną. – Nie ma instrukcji, jak żyć z demencją. Jest tylko codzienność i wybory, które mają chronić godność chorego – uświadomiła ludzi Moore. Ich wspólna postawa to ważny sygnał: w takich momentach nie liczą się dawne podziały ani formalne role. Liczy się obecność, czułość i otucha. Z każdej strony, która potrafi jeszcze kochać.