Przez 24 lata nie znaleziono ich – ani żywych, ani martwych. Na łamach „Angory” informowałem o tej tragedii w 2012 roku. Dziś do niej powracamy.
Właściwie historia ta powinna zacząć się od wycieczki do Hiszpanii, na którą pojechały dziewczęta rok przed zaginięciem. Poznały wtedy chłopaka z Radzymina o imieniu Marcin, który wkrótce został chłopakiem Marty. Często spotykali się w domku letniskowym w Białobrzegach należącym do rodziców Anny. Dziewczyny jeździły też z Marcinem do jego rodzinnego Radzymina.
W niedzielę 6 sierpnia 2000 r. dziewczęta przebywały z rodzicami na działce w Białobrzegach. W tym samym dniu w Radzyminie odbywał się odpust, a później festyn. Na prośbę dziewcząt ojciec jednej z nich podrzucił je samochodem pod kościół w Radzyminie. Umówili się, że wpadnie o godz. 22, aby je odebrać. Marcin przyjechał na odpust swoim czerwonym fiatem 125p i pojechali do kolegi Marcina. Gdy w czwórkę rozmawiali na podwórku, przed domem zatrzymał się kolejny samochód z trzema chłopakami w wieku 21 lat. Jeden z przyjezdnych zaprosił wszystkich do siebie na imprezę. Jak się okazało, impreza była alkoholowa, co dziewczętom nie bardzo odpowiadało. Wkrótce zresztą gospodarz imprezy zorientował się, że gdy wróci jego konkubina, może dojść do awantury, więc zaproponował przeniesienie się do mieszkania jego siostry do Wołomina. Tak też się stało. Jednak impreza się nie kleiła – i gdy pomiędzy biesiadnikami wybuchła sprzeczka, dziewczęta zdecydowały, że czas kończyć tę zabawę. Nie były jednak w Radzyminie, skąd miał je odebrać ojciec, ale w Wołominie. W tej sytuacji zgodziły się, by chłopcy odwieźli je do Warszawy, na Dworzec Wileński.
Do granatowego fiata 125p oprócz nich wsiadło trzech chłopaków: kolega Marcina – ten, z którym rozmawiały na podwórku – i dwóch 21-latków, którzy przyjechali granatowym fiatem, wśród nich organizator imprezy…
O umówionej godzinie do Radzymina przyjechał ojciec jednej z dziewcząt. Czekał dość długo, lecz bezskutecznie. Próbował skontaktować się z córką telefonicznie, lecz komórka dziewczyny była wyłączona. Ta noc była dla rodziców obu dziewczyn wyjątkowo długa. Gdy do rana dziewczęta nie dały znaku życia, rodzice udali się na policję.
Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania nie dały efektów. Przesłuchano młodzieńców, w których towarzystwie były dziewczęta tuż przed tragicznym zaginięciem. Z zeznań trójki chłopaków wynikało, że odwieźli Annę i Martę na Dworzec Wileński. Tam dziewczęta jakoby odłączyły się od nich i wsiadły do samochodu, w którym siedziało trzech nieznanych im mężczyzn. W zeznaniach chłopaków były nieścisłości. Ustalono bowiem, że telefon komórkowy Anny po raz ostatni logował się do stacji telefonii komórkowej na trasie Wołomin – Białobrzegi, w pobliżu jednostki wojskowej. Później przestał działać.
Śledztwo umorzono w 2004 r. Dwanaście lat po tych wydarzeniach rozmawiałem z mamą Anny: „To straszne, że do dziś są tylko przypuszczenia – a mnie chodzi o to, żeby ta sprawa się zakończyła, nie wisiała w przestrzeni. Wydaje się, że nie ma chęci, aby tę sprawę wyjaśnić. Dwa, trzy lata temu byli policjanci z tak zwanego Archiwum X – pytali o zgodę na ponowienie niektórych czynności i możliwość zajęcia się tą sprawą i cisza. Chyba jakaś magia wisi nad tą sprawą”.
Minęło kolejne 11 lat i w 2023 r. warszawskie Archiwum X wraz z Prokuraturą Okręgową w Warszawie ponownie zajęły się tą sprawą. Dzięki współpracy z biegłymi oraz z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Żandarmerią Wojskową ustalili przebieg zdarzeń z 6 sierpnia 2000 r. Mężczyźni, którzy tamtego dnia towarzyszyli Annie i Marcie, zostali zatrzymani kilkanaście dni temu w Radzyminie i Wołominie przy wsparciu centralnego pododdziału terrorystycznego policji BOA. Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił prokuratorowi przedstawić im (41 i 47 lat) zarzuty podwójnego zabójstwa połączonego ze zgwałceniem. Za to samo odpowie także doprowadzony z aresztu 45-letni trzeci sprawca. Wszyscy są też oskarżeni o popełnienie przestępstwa, działając wspólnie i w porozumieniu. Cała trójka została aresztowana na trzy miesiące. Grozi im kara od 12 lat więzienia do dożywocia włącznie.