Kilka miesięcy po emisji wyjaśniło się, gdzie ukrywał się Z. Ale przed polskim sądem stanął dopiero 19 lat później.
Poszukiwany morderca pochodził z małej wioski Sztabinki leżącej niedaleko Sejn na Podlasiu. Tu na przełomie XX i XXI wieku dokonano dwóch potwornych zbrodni, z którymi, według policji, miał związek poszukiwany. Mieszkał w parterowym baraku należącym do PGR-u, a zajmował się drobnym handlem i kradzieżami.
W policyjnych aktach można przeczytać: „Był człowiekiem impulsywnym. W ostatnim czasie bardzo aktywnie interesował się satanizmem. Był na etapie czytania wszystkiego na ten temat…”. W tym miejscu cofnę się do wydarzeń z 1997 roku. 23 stycznia owego roku Eugeniusz W. zgłosił zaginięcie syna Wincentego W. – czterdziestoletniego rolnika.
Miesiąc później zwłoki nieznanego mężczyzny odnalazły dzieci w przepuście wodnym. Ofiarą mordu, jak się okazało, był właśnie Wincenty W. – mieszkaniec Jedliszek k. Sejn. Denat miał obrażenia głowy, a ręce i nogi związane sznurem. Dość szybko wytypowano podejrzewanych o tę zbrodnię.
W trakcie śledztwa m.in. w mieszkaniu Krzysztofa D. w Sejnach zabezpieczono ślady krwi zamordowanego. Ale krew była też w samochodzie Polonez, którego właścicielem był poszukiwany Witold Z. Według śledczych prawdopodobnie w tym zabójstwie uczestniczyli: Krzysztof D., Henryk J., Witold Z. i Stanisław B. Jednak sprawcy nie ponieśli żadnych konsekwencji, bowiem policja i prokuratura nie były w stanie postawić im zarzutów.
Dziś już wiemy, że ta zbrodnia miała związek z następną. 23 czerwca 2000 roku zaginął Stanisław B., znajomy Witolda Z. Policja znalazła w lesie nagie zwłoki pozbawione głowy. Później odnaleziono także i tę część ciała. Okazało się, że denat to zaginiony Stanisław B. Policja zatrzymała Krzysztofa D., Piotra J., Wiesława J. i Marka M. – stawiając im zarzut udziału w zabójstwie. Jak się później okazało, głównym inspiratorem tej zbrodni był Z.
Sprawcy wyjaśnili, że w czasie libacji alkoholowej nad jeziorem Zelwa koło Gib doszło do konfliktu między przyszłą ofiarą, Stanisławem B., a Witoldem Z. Wcześniej podstępem wywołali ofiarę z rodzinnego domu. Pijana banda przykuła nieszczęśnika kajdankami do drzewa. Przez kilka godzin oprawcy bili go, także kijem bejsbolowym, na koniec zadali ponad 20 ciosów nożem. Decydujący o śmierci cios prosto w serce zadał Z. Następnie rozebrał zwłoki i ubranie spalił w ognisku. Samochodem wywieźli zwłoki do pobliskiego lasu. Zapakowali je w folię i wyrzucili na żwirowisko, gdzie odcięli mężczyźnie głowę, którą zakopali w reklamówce kilometr dalej. Odrąbali ofierze również nogi.
Policja jako motyw tej zbrodni przyjęła, że prawdopodobnie do konfliktu doszło, gdyż Stanisław B. stanowił zagrożenie jako świadek zabójstwa Wincentego W. w 1997 roku. Wszyscy sprawcy poza Witoldem Z. zostali osadzeni i skazani. Kiedy przystąpiłem dwa lata po tej zbrodni do realizacji wspomnianego we wstępie programu, z operacyjnych ustaleń policji wynikało, że poszukiwany może przebywać za granicą. Prawdopodobnie był w Legii Cudzoziemskiej, skąd zbiegł. Planował udać się do Czeczenii.
Potem dotarły do policji informacje, że ukrywa się w USA. Kiedy coraz trudniej było ustalić kierunek ucieczki, pomógł Europejski nakaz aresztowania. Otóż w 2003 roku francuska policja poinformowała, że poszukiwany przebywa w więzieniu w ich kraju. Odsiaduje tam wyrok za zabójstwo dokonane we Francji. Trzeba było prawie dwudziestu lat, aby stanął on przed polskim sądem. W 2021 roku deportowano go do kraju. Suwalska Prokuratura Okręgowa postawiła mu zarzut pozbawienia wolności, pobicia i zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, dokonanego wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami osadzonymi już wcześniej.
Co ciekawe, w czasie procesu brat zamordowanego potwierdził, że Stanisław rzeczywiście znał szczegóły zbrodni z 1997 roku i to mogło być motywem zabójstwa. W pierwszej instancji skazano Z. i jednego z jego kompanów – Krzysztofa D. – na 25 lat więzienia, choć prokuratura żądała dożywocia. Dwóch pozostałych uczestników tej zbrodni – na 7 i 6 lat pozbawienia wolności za zacieranie śladów i niepowiadomienie o przestępstwie organów ścigania. Sąd uznał, że nie można ostatecznie ustalić, który z tych mężczyzn zadał decydujący cios… Prokuratura jednak nie dawała za wygraną i złożyła – jak się później okazało skuteczną – apelację.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku, podobnie jak wcześniej prokurator, stwierdził, że obaj oskarżeni byli świadomi tego, że działają z zamiarem pozbawienia życia kolegi. Sąd podkreślił również, że główną rolę w realizacji zbrodni odgrywał poszukiwany listem gończym Witold Z. Mężczyzn skazano na karę dożywocia z możliwością opuszczenia więzienia co najmniej po 25 latach.