A tu chodzi o spektakl baletowy oparty na powieści Pierre’a Choderlosa de Laclosa, ale również na sztuce Christophera Hamptona i filmie Stephena Frearsa, o czym interesująco opowiada Krzysztof Pastor, udzielając wywiadu Barbarze Mielcarek-Krzyżanowskiej umieszczonego w programie spektaklu, którego premiera odbyła się w Operze Nova w Bydgoszczy 11 listopada 2023 r. W tym Teatrze dzieje się wiele dobrego nie tylko w dziedzinie repertuaru corocznego Bydgoskiego Festiwalu Operowego (mimo że to nie ja komentuję jego przebieg), ale również w uprawianej tam sztuce baletowej. Szczególny jej rozwój nastąpił wraz z objęciem stanowiska kierownika baletu przez Małgorzatę Chojnacką, niegdysiejszą solistkę baletu Teatru Wielkiego w Łodzi, a obecnie pedagoga i utalentowanej organizatorki pracy zespołu.
Pomysł zrodził się podczas współpracy Chojnackiej z Pastorem przy realizacji tego spektaklu w czeskiej Ostrawie. Przedtem jednak choreograf zobaczył i ocenił możliwości bydgoskiego zespołu. Aktualnie składa się on z około 40 tancerek i tancerzy, wśród których jest spora liczba polskich indywidualności solistycznych, mimo że – tak jak wszędzie – blisko połowa to cudzoziemcy. Na premierze sylwetką i formą klasyczną błysnęła Angelika Wojciechowska w roli Markizy de Merteuil, urodziwy i doskonały zarówno aktorsko, jak i tanecznie Rafał Tandek w roli Wicehrabiego de Valmonta, nienaganny technicznie i wyrazowo Artem Rybalchenko jako Danceny oraz świetne w swych rolach Mizuki Higashino (Madame de Tourvel), Olga Karpowicz (Madame de Volanges), Olga Markari (Cécile de Volanges). Spektakl ten powstał – jak opowiada Krzysztof Pastor – w Rydze w roku 2006 (wtedy odbyła się prapremiera) w rezultacie współpracy z łotewskim kompozytorem Artūrsem Maskatsem, który był obecny na premierze bydgoskiej.
Ich współdziałanie nawiązało do ścisłej współpracy choreografów z kompozytorami epoki diagilewowskiej (Balanchin – Strawiński, Niżyński – Debussy, Lifar – Szymanowski, Fokin – Ravel). Rezultat tej współpracy, która dała efekt w postaci wybitnego spektaklu opowiadającego „o podwójnej moralności na wersalskim dworze i jej wpływie na duszną atmosferę salonów arystokracji, a walcząc o wpływy i władzę”… jest niedaleką aluzją do tego, co dzieje się u nas dzisiaj. Krzysztof Pastor swą bogatą ruchowo i klarowną narracyjnie choreografią opowiada fabułę przyciągającą uwagę widza. Kompozytor ubarwia to muzyką piękną, jednocześnie ilustrującą zdarzenia sceniczne i dźwiękowo nakreślającą atmosferę wydarzeń.
Z niekłamaną satysfakcją obserwuję szczególną predylekcję Pastora do układania pas de deux, których w Niebezpiecznych związkach jest wiele. Pięknych, dających duetom solistów możliwość wytańczenia się i zaprezentowania kunsztu interpretacyjnego. Partyturę Maskatsa zagrała jak zwykle wybornie orkiestra Opery Nova pod dyrekcją Agnieszki Nagórki, mistrzyni batuty jak najbardziej płci żeńskiej, czujnej, muzykalnej, otwartej na solowe i zespołowe interpretacje sceniczne. Tej dyrygentki nie zamieniłbym na cały pęczek męskich kabotynów tego fascynującego, ale artystycznie trudnego zawodu.
Niebezpieczne związki są już którąś z kolei premierą w Polsce i za granicą, co potwierdza wszystkie opisane tu powyżej walory. Jednak aby publiczność wychodziła tak zachwycona, jak po spektaklu w Bydgoszczy, potrzebni są soliści i tancerze zespołowi nie tylko utalentowani, dobrze wyszkoleni w swym fachu, ale mądrze kierowani i inspirowani takimi twórcami, jak Krzysztof Pastor, jego asystenci (Stephane Aubry i Jan Fousek), dobra scenografia i kostiumy (Anna Kontek), no i podziwiana przeze mnie dyrygentka Agnieszka Nagórka, których współdziałanie należy nazwać „związkami bezpiecznymi”. Powinniśmy spodziewać się, że ten fabularnie tradycyjny balet Krzysztofa Pastora, ale choreograficznie i muzycznie skonstruowany na wskroś nowocześnie, przeżyje nas wszystkich, pozostając na stałe w repertuarze polskiego baletu.
Jeśli przy tej okazji miałbym sobie czegoś życzyć, to aby Krzysztof Pastor jak najczęściej tworzył w oparciu o muzykę polską, polskie tematy i – daj Boże – polskich wykonawców. Ale to już nie zależy tylko od niego. Przyszłe losy polskiego baletu są bowiem w rękach tych, którzy wezmą na siebie odpowiedzialność za mądrą reformę szkolnictwa, co jest nieuchronne i czeka nas wszystkich.