Początki kariery
Początki jego kariery sięgają 1983 roku, kiedy to jako student spotkał swoją przyszłą żonę Basię, aktorkę. To spotkanie wpłynęło zarówno na jego życie osobiste, jak i zawodowe. Pierwszy sukces w Krynicy, gdzie zdobył nagrodę, otworzył mu drzwi do kariery międzynarodowej, w tym do współpracy z La Scalą.
Torzewski podkreśla, że jego sukces i życie osobiste są ściśle powiązane z obecnością żony i córki, które miały kluczowy wpływ na jego życie, zarówno na poziomie zawodowym, jak i osobistym. Początki muzyczne Torzewskiego sięgają 1971 roku, gdy jako jedenastoletni chłopiec śpiewał w chórze Poznańskie Słowiki. Podczas tournée w USA miał okazję wystąpić przed prezydentem Richardem Nixonem, jednak później jego głos przeszedł mutację, zmieniając się z sopranu w tenor.
Torzewski nie odziedziczył talentu muzycznego po rodzicach, którzy nie mieli związków z muzyką, lecz czuje, że śpiewanie jest w nim zakorzenione od pokoleń.
Miłość, emocje, zdrowie
Z upływem czasu śpiewak uświadomił sobie, że największym darem w życiu jest miłość, którą stawia ponad wiedzę i wiarę. Choć w młodości nie dbał o zdrowie, później zmienił podejście, by móc kontynuować karierę. Ceni sobie śpiewanie i dzielenie się swoim talentem z ludźmi, ale nie przekroczyłby moralnych granic dla kariery.
Torzewski podkreśla, że wkłada w swoje występy pełnię emocji, co nie zawsze spotyka się z pozytywnymi opiniami, lecz nie przejmuje się krytyką. Jego interpretacja utworu „Do przodu, Polsko” jest dla niego wyjątkowa, gdyż głęboko rozumie, co śpiewa, a emocje przekładają się na energię, którą odbierają słuchacze.
Artysta przyznaje również, że w trudnych momentach, jak choroba nowotworowa, zmagał się z ogromnym wyzwaniem, które przerosło jego siły, co przyznaje z dużą szczerością. Marek Torzewski przyznaje, że na początku nie wierzył w zwycięstwo nad chorobą. W trudnym okresie przyniósł swojej żonie Basi wiele cierpienia, widząc jej bezsilność.
Mimo początkowego oporu, podjął leczenie dzięki miłości i wsparciu żony, córki Agaty oraz ich psa. Choć zamknął się w sobie i był opryskliwy, to rodzina zmusiła go do badań i terapii, co trwało pięć lat. Po tym doświadczeniu artysta zmienił podejście do życia – zaczął doceniać każdy dzień, cieszyć się codziennością i zyskał spokój ducha. Mimo że wciąż odczuwa strach przed badaniami, stara się żyć inaczej, czerpiąc radość z małych rzeczy.
Torzewski podkreśla, że choroba nauczyła go akceptacji i zrozumienia życia oraz siebie samego. Dzięki temu zmienił się również jego sposób śpiewania, który teraz wyraża wdzięczność za możliwość dalszego działania. Szczęście odnajduje w rodzinie, szczególnie w relacji z wnukiem, córką i zięciem. Choć przyszłość nagrania nowej płyty pozostawia losowi, z przyjemnością podjąłby się tego zadania. Obecnie występuje na koncertach w Polsce, w tym w swoim rodzinnym Rogoźnie Wielkopolskim, gdzie bilety na jego koncerty wyprzedały się w ciągu dwóch godzin.
Sercem jest w Polsce
Marek Torzewski opowiada, że niezależnie od miejsca, zawsze śpiewa z pełnym zaangażowaniem, niezależnie od wielkości sceny. Wspomina koncerty zarówno w małych kościołach, jak i na wielkich arenach, gdzie spotykał wybitnych artystów, takich jak Plácido Domingo. Mimo wielkich sukcesów scenicznych, zawsze wraca do rodziny, która jest dla niego najważniejsza. Torzewski miał też okazję współpracować z wybitnymi dyrygentami, co stanowiło istotne momenty w jego karierze.
Rozważając przyszłość, nie wyklucza, że mógłby spisać swoje wspomnienia, w których znalazłyby się także historie innych artystów, jak np. Luciana Pavarottiego. Torzewski podkreśla, że ważne jest, by umieć przyznać się do błędów, czego sam doświadczył, nie potrafiąc otwarcie rozmawiać z bliskimi o swojej chorobie. Mimo tego, jego żona Basia okazała mu wsparcie i codziennie dziękuje za jego powrót do zdrowia. Dla Torzewskiego żona pozostaje najważniejszą osobą, a kariera jest drugorzędna wobec rodziny i bliskości.
Opowiada także o trudnych momentach, jak choroba gardła przed występem w Teatrze Królewskim w Madrycie. Pomimo niedyspozycji musiał wyjść na scenę, a wsparcie Basi, choć na odległość, pomogło mu przetrwać tę trudną sytuację. Torzewski docenia teraz codzienne chwile radości i czuje wdzięczność za życie, które chce świętować jak najdłużej, wspólnie z żoną.
Choć mieszka na stałe w Brukseli od ponad 30 lat, jego serce pozostaje w Polsce, do której regularnie wraca. Wspomina także liczne podróże, gdzie wraz z rodziną przeżył wiele niezapomnianych chwil. Przez te lata zgromadził wiele pięknych wspomnień, które chciałby pielęgnować. Na koniec podkreśla, że zawsze był romantykiem, a jego życie pełne jest miłości i szczęścia, które znajduje w prostych, codziennych radościach.