– Skąd wziąłeś się na Podlasiu?
– Tutaj, na polsko-białoruskim pograniczu, się urodziłem, tutaj mieszkam od urodzenia, stąd pochodzi moja rodzina, dziadkowie. Nie wymienię konkretnych miejscowości, bo jestem hejtowany, obrzucany błotem. Ludzie w internecie grożą mi śmiercią. Nazywają mnie zdrajcą, przemytnikiem, ruskim szpiegiem. Nie chcę w to mieszać moich bliskich.
– Masz swój kanał „Czaban robi raban”, a wiadomo, kto ma media, ten ma władzę.
– Wiele lat pracowałem w TVN24. Mieszkając tu, zgłaszałem tematy dotyczące granicy, ale redakcja często podchodziła do nich z rezerwą. Tak już jest, że większość tytułów i stacji mówi tak, jak tego oczekuje rząd. Nie znam zbyt wielu dziennikarzy, którzy chodzili tu z nami po Puszczy. Czasami aktywiści obdarzali zaufaniem jakąś ekipę dziennikarską i szli z nimi do lasu, ale wielu mediom w ogóle na tym nie zależało. Sam nieraz słyszałem: chcesz mówić o migrantach, to załóż sobie własną telewizję. No to założyłem.
– I jak jest?
– Przez pierwszy rok działałem jedynie w swoich mediach społecznościowych. Nikt mi za to nie płacił. To, co robiłem, wynikało z poczucia obowiązku, z takiej ludzkiej przyzwoitości. Po czasie odezwała się do mnie platforma Patronite. Zaufali mi zwykli ludzie. Uznali, że warto mnie wspierać. W swoich materiałach mówię tylko o tym, co widziałem na własne oczy, na co mam dowody. A dzięki zrzutce i grantowi, który zdobyłem na rozmowy z ludźmi mieszkającymi tutaj na polsko- białoruskim pograniczu, mogę w stu procentach poświęcić się swojej pracy.
Subskrybuj