Śmierć jeździ tirem. Historia Roberta Bena Rhoadesa

Prima aprilis 1990 roku był dla policjanta drogówki w Arizonie nie do zapomnienia. Monotonia patrolu, szum samochodów na autostradzie grzecznie przyhamowujących na widok radiowozu. Tir na poboczu. – Coś mu się zepsuło? – myśli gliniarz i zjeżdża na pobocze. Kilkanaście sekund później zmysły przenoszą go w inną rzeczywistość. W głowie włącza się alarm. 

Fot. Be&W

W środku tira młoda naga zakneblowana dziewczyna z wyrazem grozy na twarzy wisi na kajdankach przyczepionych do dachu. To za obopólną zgodą… prywatna sprawa, usiłuje przekonywać kierowca skonfundowany widokiem munduru. Zza paska wystaje mu pistolet. Po chwili to on jest w kajdankach, a wkrótce prokurator oskarża go o porwanie i znęcanie się. Już ma być warunkowo zwolniony, gdy odzywa się policja z Illinois: przypomina nam kogoś, kogo szukamy. Tak się kończy wieloletnia droga zbrodni Roberta Bena Rhoadesa. Jednego z najgorszych seryjnych morderców Ameryki: ma na koncie zabójstwa co najmniej 50 kobiet. Prostytutek i młodych autostopowiczek uciekających z domu.

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-06-17

Cezary Stolarczyk na podst.: gq.com, Deseret News, Tucson Weekly, The Guardian, Daily Mail