To była połowa stycznia ubiegłego roku. Tuż po północy jedna z lokatorek wielorodzinnego budynku zadzwoniła pod numer alarmowy z informacją, że wokół jest pełno domu. Dyżurny usłyszał przez telefon kaszel kobiety i natychmiast skierował na miejsce straż pożarną.
W rezultacie w akcji gaszenia pożaru uczestniczyło 11 zastępów i 36 strażaków. Było też sześć karetek pogotowia i dwa policyjne radiowozy. Z żywiołem walczono przez całą noc, prawie 9 godzin. Niestety, trzy osoby, w tym kobieta, zginęły, a kilka zostało rannych. Ofiary śmiertelne to lokatorzy mieszkania na drugim piętrze, gdzie pod drzwiami znajdowało się źródło ognia. Biegli z zakresu pożarnictwa nie mieli wątpliwości, że pożar był następstwem celowego podłożenia ognia w konkretnym miejscu. Z uwagi na konstrukcję, to znaczy drewniane stropy i ściany wewnętrzne oraz drewniane podłogi i schody, budynek stanowił bezpośrednie zagrożenie niebezpiecznego rozprzestrzeniania się ognia na inne lokale mieszkalne.
Było więc realne zagrożenie zdrowia i życia wszystkich lokatorów. W zasadzie tylko szybka i sprawna akcja ratownicza pozwoliła uniknąć jeszcze większej tragedii. W kamienicy mieszkało bowiem ponad 20 osób, w tym dwuletnie dziecko.
Subskrybuj