A Polska aferami stoi; i to nie tylko tymi, w których krążą miliardy z pieniędzy podatników zgubione przez Obajtka w drodze od dentysty do uroczego gabinetu z botoksem. Okazało się, że były prezes Orlenu ponaciągał sobie skórę, by wyglądać lepiej, przy okazji naciągając kasę firmy, by wyglądała skromniej.
Tymczasem, jak udowadnia film „Polowanie”, skandale i bezpardonowa walka polityczna to nie tylko domena stolicy i dużych miast. To także rzeczywistość małych miasteczek. Oto lokalny bohater, który zyskuje popularność dzięki przypadkowi (w tej roli Michał Czernecki), wybrany zostaje przez lokalnego bonza i manipulatora (Artur Barciś jako czarny charakter) na kandydata na burmistrza. Dzięki ostrej kampanii wyborczej oraz zorganizowanej akcji podkładania świń staremu włodarzowi miasta wybraniec manipulatora wygrywa wybory.
Ma być pacynką lokalnej sitwy, ale ku przerażeniu zgniłego układu okazuje się jedynym sprawiedliwym. Dochodzi więc do próby sił, w której ciosy poniżej pasa i seria niedozwolonych chwytów niszczą szlachetnego bohatera, który postawił się lokalnej elicie. Bohater sprowadzony do parteru ląduje na dnie. Znajduje jednak w sobie siłę, żeby zawalczyć o prawdę i w finale niczym rewolwerowiec z westernu wykańcza medialnie swych oponentów. Jeśli tak naprawdę wygląda polska prowincja (a twórcy filmu zaznaczają, że to historia oparta na faktach), to strach wyjeżdżać z miasta „w Polskę”, bo wszędzie czają się spiski i układy.
Film ogląda się całkiem dobrze, mimo że scenariusz jest pewnym schematem znanym z kina amerykańskiego. Jest sobie miasteczko pełne smutnych układów, aż pojawia się ten dobry, który robi rewolucję, potem dostaje trochę w łeb, ale w finale wygrywa. Jeśli nie mają Państwo jeszcze dosyć czytania o tym, kto, jak i kogo chciał wykończyć na centralnej arenie polskiej polityki, to polecam ten film, który w nadmiarze i do bólu zaspokoi apetyt na obcowanie z aferami, tym razem w wersji filmowej.