– Zamieniliście dom z ogrodem pod Warszawą na małą łódkę. Dlaczego? Co was ciągnie na ocean: przygoda, mistyka?
Tomek Marczykowski: – Ani jedno, ani drugie. Chęć przygody nie ma z tym nic wspólnego, my po prostu dobrze się tu czujemy. Cisza, spokój, mogę cieszyć się przestrzenią, być kawałkiem świata.
Celina Marczykowska: – Poza tym woda to 70 proc. powierzchni Ziemi, nie mam odczucia, żeby oceany były gorsze od lądu. Tu i tam można się przemieszczać. To nie ma nic wspólnego z mistyką, to sposób życia. My w takim modelu dobrze się czujemy. Wygodnie jest mieć dom jak ślimak, zawsze ze sobą.
Tomek: – Łódka nie jest taka mała, a jeśli już, to z ogromnym ogrodem i bezkresnym basenem. Możemy zwiedzać świat, nie oddalając się od domu. Wprowadziliśmy się tu i tu jest nasz dom, nie ciągnie nas mieszkanie na lądzie. Celina lubi planować, ja mogę płynąć i patrzeć w gwiazdy i myśleć, co by tu jeszcze zrobić, przerobić. Celina wyznacza trasy i ogarnia formalności, ja pilnuję, żeby pływało i działało. Najpiękniej jest tam, gdzie nas jeszcze nie było – więc płyniemy, ze znajomymi, znajomymi znajomych, a czasami sami. To dobry sposób na poznawanie nowych miejsc, ludzi, na nowe przyjaźnie.
Celina: – Nie wozimy klientów, zapraszamy innych, aby byli członkami załogi. Nie muszą mieć doświadczenia żeglarskiego, jak widzisz – jacht prawie sam pływa. Ale nie chcemy takich, którzy oczekują, że dostaną wszystko na tacy. Pływają z nami znajomi, znajomi znajomych, osoby, które gdzieś po drodze spotkaliśmy, ludzie otwarci, chętni do nauki, tacy, co budują grupę, a nie ją rozbijają. To, czy ktoś buduje wokół siebie pozytywną atmosferę czy negatywną, w pół dnia widać.
Subskrybuj