„Telewizor pod gruszą”
W obronie Marka Sawickiego
W „Angorze” nr 18 w felietonie „Telewizor pod gruszą” Antoni Szpak pisze w sposób bardzo nieetyczny i wulgarnie wypowiada się o wybrańcach narodu. W jego felietonie padają wulgarne epitety. Nazywa polityków cepami, kmiotami, ćwokami itp. Zalicza też do nich wspaniałego człowieka, znanego polityka, pana Marka Sawickiego, który w pojęciu wielu osób reprezentuje od lat w swoim postępowaniu i wypowiedziach pełną kulturę bycia, równowagę psychiczną, spokój wypowiedzi i mądrość. Nie znam osoby, która by miała złe mniemanie o tym polityku. Antoni Szpak nie może pogodzić się z myślą, że pan M. Sawicki ma odmienne zdanie w sprawach, które nazywa samookaleczeniem i nie jest bezwolną kukłą, ale ma własne zdanie, które jest przeciwne poglądom redaktora.
W następstwie tego faktu „redaktorek” staje się prostakiem (niegodnym człowiekiem), nazywając kulturalnego człowieka „upiornym tetrykiem”. Padają też dalsze wulgaryzmy i obraźliwe twierdzenia: „…wiocha zagnieździła się tylko w jego domu i zagrodzie!”. Wypaczając wypowiedzi pana Sawickiego, autor felietonu posądza go o kaleczenia językowe w sposób niegodny i kłamliwy. A. Szpak pisze w taki wulgarny i kłamliwy sposób wtedy, gdy ktoś wypowiada się nie po jego myśli. Chciałby, aby wszyscy mieli takie samo zdanie, jak on – Szpak. Może należałoby wyjechać do Korei Północnej – tam wszyscy bezwzględnie muszą mieć jednakowe poglądy?
Wyraźnie widać z tego felietonu i z innych, że zabrakło autorowi towarzysza w osobie Marka Sobczaka, który wcześniej pisał wraz z nim i miał tonizujący wpływ na nieprzemyślane wypowiedzi i wulgaryzmy. Ponownie przypominam „redaktorowi”, że Pan Marek Sawicki zawsze świecił przykładem, spokojnie wyjaś niał skomplikowane sprawy, nikogo nie obrażał i jest kulturalnym i cenionym człowiekiem, w przeciwieństwie do „redaktora” przedmiotowego felietonu. Jednocześnie, już na marginesie chciałbym dodać: A, a ty, człowieku, przed swoim pisaniem weź coś na uspokojenie, ponieważ ostatnio bardzo schamiałeś! JANUSZ CIESIELSKI
„Abonament radiowo-telewizyjny”
Reklama z okienka
Zainspirowany tekstem p. Stanisława Dzikowskiego „Abonament radiowo-telewizyjny” („Angora” nr 19), w którym Autor narzeka na złą jakość programów telewizyjnych, postanowiłem któregoś dnia obejrzeć cały blok reklamowy w przerwie bardzo popularnego programu rozrywkowego pewnej równie popularnej stacji telewizyjnej. Ta stacja z pewnością wie, ilu takich jak ja miało wtedy włączone telewizory, bo przecież od tego zależy, ile mogą wycisnąć z reklamodawcy. Ja oglądałem i nie parzyłem w tym czasie kawy ani nawet nie poszedłem do toalety, choć powinienem.
Oglądałem z wypiekami na twarzy, bo zżerała mnie ciekawość, czy p. Stanisław miał rację. Kolejność prezentowania reklam, jak zauważyłem, jest według mnie właściwa: najpierw dobre jedzenie, potem środki na przejedzenie, na końcu preparaty odchudzające. Nie odwrotnie. Choć zaczęło się ostro i niezbyt przyjemnie, bo od wzdęć. Potem było już tylko lepiej. Reklamowano leki na skurcze i nawet na wijące się (bez powodu) pod kołdrą nogi. Nawet na chrapanie, które ponoć jest zemstą mężów za to, że żony nie pozwalają im dojść do głosu w ciągu dnia, też był reklamowany specyfik.
Następnie była para wesołych staruszków – on uśmiechnięty, bo nie musi już dorabiać przy bolącym kręgosłupie, ona też uśmiechnięta, bo chłopa ma w domu. Problem w tym, że domu to ona nie ma – tak jak i on. Oddali na odwróconą hipotekę, więc lokum mają bankowe, choć nie na bank. A gdyby ten człowiek oglądał wcześniejszą reklamę, wziąłby na swoje bóle kręgosłupa superspecyfik i nie miałby bólu, ale miałby mieszkanie. Przegapił widocznie.
Na wszystko są chyba tabletki z reklam. Na zgagę, ból zęba, nawet na hemoroidy. Napisałem „nawet” chyba za wcześnie, bo dopiero teraz powinienem napisać, że są nawet na potencję. Patrząc na tę reklamę, pomyślałem sobie: Jeśli ty, chłopie, potrzebujesz już wspomagania, to co będzie, jak osiągniesz mój wiek! Ja, nawet w swoim wieku, z partnerką pokazaną na ekranie wspomagania bym nie potrzebował. Pigułki dzień po nie reklamują, bo tyle jest lokowania tego produktu w Sejmie, że płatnych reklam już nie potrzeba. Można nawet pożyczyć kasę online. Albo przez telefon u Bociana. Dla tych, co kasę mają, reklamują się firmy płatnicze i banki. Żeby nie było, że wszystko jest tylko dla ciała, jest również nieśmiały anons sieci sprzedającej książki. Za to piwo leje się wręcz hektolitrami.
Co jedno, to lepsze, a co drugie, to wyborniejsze. Dla abstynentów oranżada opakowana w kotlet schabowy. A że sezon na remonty, więc branża budowlana wyruszyła na łów ze swoją ofertą sprzętu, gipsu i farb. Nawet Orlen w reklamie się pojawił. Nie wiem, dlaczego, ale nie podali ostatniej ceny paliwa przed podwyżką. Pod koniec bloku reklamowego pokazali piękny samochód, potem to, że ten, co nim jechał, ma hemoroidy. Kupować samochód po to, by nie móc usiedzieć na fotelu albo by brać jakieś specyfiki na piekącą, jak powiedzieli, dolegliwość?
A sekwencję reklam kończy, a jakżeby inaczej, reklama czegoś trzywarstwowego, miękkiego, pachnącego. Żebym – broń Boże – czegoś nie zapomniał, każdą reklamę zaaplikowano mi co najmniej dwa razy. Po obejrzeniu, by się uspokoić, wziąłem melisę. Też z reklamy. Taką mam też radę dla Czytelników „Angory”. ANDRZEJ ZAWADZKI
„Z wojny się nie wraca”
Polemika z Pawłem Reszką
Zachęcił mnie tytuł rozmowy z Pawłem Reszką „Z wojny się nie wraca” („Angora” nr 17). Sam jestem może nie pacyfistą, ale człowiekiem antywojennym. Czasem mówię o sobie: Stary Hippie. Jestem z czasów, kiedy jeszcze żyli ludzie, którzy przeżyli wojnę, i pamiętam paniczny strach mojej mamy, żeby ten czas nie wrócił. Potem, jak już urosły mi włosy do ramion, był strach przed atomem, Wietnam, Afganistan pierwszy… Ciągła obawa.
Zrozumiałem po czasie, że wojna jest wpisana w najgłębsze instynkty człowieka i od czasu Homera do dziś w ludzkim umyśle niewiele się zmieniło. Bardzo łatwo zrobić ludziom pranie mózgu i przestawić ich na barbarzyńskie tory myślenia. Sam byłem w wojsku i wiem, jak to działa. Jest Pan korespondentem wojennym, więc musi Pan wiedzieć, że jeśli chce Pan opisać rzeczywistość wojenną w okopie obiektywnie, to nie może Pan zakładać, że po jednej stronie są dobrzy, a po drugiej stronie źli. W tym momencie po obu stronach są źli. Będą zabijać. To nie ich wina, lecz wina tych, co nimi zarządzają, bo ojczyzna, bo Bóg, bo jakaś miedza…
Pięknie to opisał Tuwim w wierszu „Do prostego człowieka”. Teraz się zabijają, lecz wcześniej pili razem wódkę i później też ją będą pili. Pisze Pan, że po tej wojnie ukraińskiej Rosja już nie będzie taka sama. Niemcy 30 lat po wojnie stali się liderem Europy, a ja pamiętam czasy, kiedy wstyd było „przy dziecku mówić po niemiecku”, jak śpiewał Rosiewicz. Większość narodów prowadziła, prowadzi albo będzie prowadzić wojny, wszyscy mówią, że sprawiedliwe, i to się nie zmieni. Jeśli nie zmieniła tego trauma pierwszej i drugiej wojny światowej, to tak zostanie do czasu, kiedy ktoś nie naciśnie guzików rozwiązania ostatecznego.
Świat o tej opcji jakby zapomniał. Pan, jako korespondent wojenny, powinien wiedzieć, że każda wojna ma swój koniec. Najbardziej poszkodowani są zwykli ludzie po obu stronach konfliktu, a zarabiają ci, którzy mieli zarobić. Jeśli będzie Pan bardziej obiektywny, to nie zabraknie Panu przyjaciół i w Kijowie, i w Moskwie. Jeśli wie Pan o wojnach dużo, to niech Pan o tym właśnie pisze, a nie o tym, że przestał Pan lubić Rosjan. STARY HIPPIE
Niepamięć wsteczna
To choroba podstępna i paskudna. Pozbawia człowieka wspomnień, a nawet tożsamości. Niby nie jest ani zakaźna, ani zaraźliwa, a jednak się szerzy. Szerzy się endemicznie i dotyka (głównie) jednej populacji, a mianowicie członków PiS. I to najczęściej tych z wierchuszki partyjnej i funkcyjnych niedawnego rządu. Szczególnie wyraźnie widać to na przesłuchaniach komisji, których mamy wysyp niebywały. Ale nie tylko. Dziennikarze usiłujący zasięgać informacji u źródeł otrzymują też najczęściej odpowiedzi: nie wiem, nie pamiętam, nie czytałem, nie słyszałem itp. Więc kto (do cholery!) nami rządził? Jacy ludzie podejmowali decyzje w sprawach kraju i jego obywateli, jeżeli po tak krótkim czasie nic nie pamiętają z tego, co wówczas mówili i czynili?
Jak słyszę kolejną wypowiedź PAD-a, że stoi na straży Konstytucji, to mnie skręca ze złości i nawala ta resztka wątroby, która mi się ostała czynna. Dziwnym facetem jawi się niejaki Obajtek, który po 6 latach niezwykłej kariery stwierdza, że spędził je „w gównie”. Dopiero teraz to zauważył? Czyżby wcześniej nie raził go otaczający smród? Coraz śmieszniejszy staje się Morawiecki, który nic nie pamięta z tego, co mawiał w UE albo co i z kim podpisał. Nie mam ochoty wspominać i wypominać pomniejszym „czynownikom” ich karier, zachowań, wypowiedzi itd. Jednak panu Brudzińskiemu jedno hasło, z pewnego wiecu PiS-u w Warszawie, z niewielką korektą przesyłam: „Dzisiaj wszyscy z was się śmieją, AFERZYŚCI I ZŁODZIEJE”.
Wiele osób, nawet życzliwych Andrzejowi Dudzie, zastanawia się nad jego przyszłością po opuszczeniu Pałacu Namiestnikowskiego. A ja widzę to jako jego czynny udział, a nawet zwycięstwo, w „pojedynku na miny”! Bowiem cały ich panel zaprezentował podczas swej ostatniej obecności w Sejmie. Był więc Duda: zaskoczony, zniesmaczony, zadziwiony, rozkojarzony, zdenerwowany, rozeźlony, a nawet chwilami myślący. Brawo, nasz PAD! BABCIA HELENKA
Nic za darmo!
Aby próbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Amerykanie tak się ociągali z tą większą pomocą finansową dla Ukrainy, należy choć trochę znać mentalność tamtejszego społeczeństwa. Znawcy mentalności Amerykanów piszą tak: „Mają podejście będące mieszaniną idealizmu i merkantylizmu”. Zatem wyjaśnijmy, co to jest merkantylizm? To (za „Słownikiem języka polskiego”) „zachodnioeuropejska doktryna i polityka ekonomiczna w okresie przyspieszonego rozwoju kapitalizmu, uznająca, że główny sposób wzbogacenia kraju zależy od osiągnięcia dodatniego salda handlowego, przede wszystkim zamorskiego połączonego z podbojem kolonii”.
Amerykanie przeważnie autentycznie wierzą w wartości, w demokrację, w konstytucję, w obowiązek pomocy tym, którzy SAMI CHCĄ sobie pomóc, oczekując zwrotu z inwestycji. Prościej – nic za darmo. Tak! Oczekują zwrotu z inwestycji, bo my w latach 1989/1990 sami tego doświadczyliśmy. Amerykanie po prostu dali nam wtedy miliard dolarów na fundusz stabilizacji złotego. Dali, ale potem wymusili na wierzycielach rządowych i prywatnych restrukturyzację długu po Gierku, który nas dusił, ale później mocno pilnowali, abyśmy tego nie zmarnowali.
Nasze wejście do NATO, struktur zachodnich, było wynikiem ich poparcia, ponieważ tej pierwotnej z 1990 r. pomocy nie zmarnowaliśmy, a oni zobaczyli efekt. Jest zwrot z inwestycji, więc warto inwestować dalej. Tak myślą na Zachodzie. Nawet teraz odcinamy od tego kupony. Gdy dwa lata temu Rosja napadła na Ukrainę, bardzo dużo ludzi w Ameryce odebrało to jako walkę Dawida z Goliatem. Obudził się u nich naturalny odruch pomocy napadniętemu, więc dano bezzwrotne pieniądze. Ba! Nawet na prowincji mówiono dzieciom w szkołach, jacy to my, Polacy, jesteśmy fajni, przyjmując w swoich domach uchodźców.
No ale… niestety. Klasa polityczna Ukrainy z Zełenskim na czele, nie mając pojęcia o tej amerykańskiej mentalności, tkwiąc głęboko w sowietyzmie, zmarnowała ten początkowy kapitał, podobny do tego, jaki my dostaliśmy w 1990 roku. Dlaczego? Bo uznała, że sam fakt walki z Rosją daje już podstawy do żądania ciągle więcej i więcej i coraz ostrzej w języku dyplomacji. Szybko na jaw wyszła gigantyczna skala korupcji, bezkarne rozkradanie finansowych darowizn, sprzedawanie broni na lewo i prawo. Minister obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace w lipcu 2023 r. w Wilnie powiedział: „Zachód to nie Amazon z natychmiastową darmową dostawą”. Sam Zełenski jesienią ubiegłego roku w ONZ też pojechał po bandzie nie tylko po Polsce. Chciał wymusić na Ameryce nacisk na Warszawę w sprawie jego zboża, a już jego wizyta w parlamencie Kanady i szopka z faszystą, weteranem SS Hałyczyna, stanowiła kuriozum ponad miarę. Same władze Ukrainy rozlały już to mleko. Niezależnie od geopolitycznych kalkulacji całego establishmentu władz USA, tak szerokiego poparcia społecznego dla pomocy Ukrainie już się w USA nie znajdzie.
Wahadło nastrojów na skutek działań samych Ukraińców poszło w drugą stronę. To, co Joe Biden uzyskał dla Ukrainy z całej puli, czyli 60,8 mld dolarów, to jest najwięcej, bo musiał też dać dla Izraela, na własne wojsko w Polsce i na Tajwan. To wystarczy zaledwie może na przetrwanie w tym miejscu, w którym są aktualnie. USA uznały, że już Rosję dość osłabiły i pora na wymuszony kompromis. Ta wojna zakończy się stratami terytorialnymi Ukrainy, a o NATO i UE może sobie ona pomarzyć.
Niestety. Te miliardy i tak będą musieli oddać, bo nic nie wskazuje na to, aby oligarchowie kiedykolwiek się dogadali, więc o reformowaniu kraju w stanie wojny mowy nie ma, jeśli sami sobie nie chcą pomóc. ZBIGNIEW MALIK
Jak królik z kapelusza
Na scenie politycznej pojawił się, jak królik z kapelusza, niewidziany od dawna Duda Piotr, przewodniczący „Solidarności”, związku zawodowego, o którym dawno nikt prawie nie słyszał (…). Redaktor Aleksandra Pawlicka w 2015 r. zadała pytanie, kim jest Piotr Duda, i usłyszała: „Jedni widzą w nim następcę Jarosława Kaczyńskiego (z uwagi na duże zaangażowanie się w program PiS-u i jego związki z tą partią), a inni – zwykłego chama i awanturnika”. Wtedy trudno było przewidzieć karierę i drogę życiową Piotra Dudy. Dzisiaj już wiadomo, że następcą Jarosława Kaczyńskiego nie będzie, ale skłonność do awanturnictwa i umiejętność mobilizacji innych do wszczynania burd mu pozostały. Tak było w czasie demonstracji pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), gdzie wymieszany tłum związkowców z kibolami piłkarskimi i chuliganami usiłował wtargnąć do siedziby spółki.
Zmusiło to policję do interwencji, łącznie z użyciem gazów i broni gładkolufowej, co wykorzystane było później przez PiS w walce politycznej przeciwko PO. Podobnie wyglądały demonstracje „Solidarności”, zorganizowane przez Piotra Dudę, przed polskim Sejmem w 2012 r., gdzie łańcuchami zablokowano parlament, co z kolei również spowodowało interwencję policji. Ale pojawił się Turów i aktywna polityka medialna TVP Info popierająca PiS i była okazja, aby broniąc rynku pracy, pogrozić Unii Europejskiej. Przewodniczący z groźną miną oznajmił: „…musimy podjąć te nasze działania dotyczące tych twardych rozwiązań, bo miękkie się skończyły”. Dalej mowa była bardziej zrozumiała, chociaż też nie za bardzo, bo padło sformułowanie o „trybunale niesprawiedliwości” (TSUE), do którego jedziemy, aby „wręczyć postanowienie o jego zamknięciu”. Ale to nie wszystko! Pan przewodniczący zamierzał złożyć wniosek o możliwości popełnienia przestępstwa przez wiceprezes TSUE, bo „jej działania sprowadzają zagrożenie dla życia i mieszkańców Bogatyni”.
Nie sprecyzowano, gdzie ten wniosek złoży: w Bogatyni czy w Luksemburgu? Zastanawiałem się, do czego zmierza przewodniczący i kto podpowiadał mu takie bzdury? Przecież ośmieszył siebie, związek zawodowy (niewiele już się liczący…), ale też Polskę i Polaków. Swoje zamierzenia Piotr Duda zrealizował, do Luksemburga pojechał razem z kompanami na krótką wycieczkę. Trochę pokrzyczeli, pomaszerowali ulicami, budząc zainteresowanie zdziwionych mieszkańców. Szef związku pogroził pożarem: „Dajemy wam czas do namysłu, a jeżeli nie, to podpalimy Europę. Podpalimy ją w naszych sercach, aby dać odpór tym idiotom”. Pewnie wycieczka była udana, bo bezpłatna, piwo dobre, kiełbaski też, ale prezes zapomniał, że wycieczki organizuje się za własne pieniądze, a nie za składki związkowców (…). Później… Cisza.
„Solidarności” prawie nie było, bo w czasach „dobrej zmiany” stała się faktycznie przybudówką PiS- -u, choć Duda cały czas twierdził, że związek nie udziela się politycznie. Czasem ostrzegał, że będzie organizował demonstrację związkowców przeciwko KOD-owi, Rafałowi Trzaskowskiemu groził i go obrażał, że „we łbie mu się pali”, a Tuska nazywał „politycznym bandytą nastawionym na prowokacje”… Ostatnią demonstrację rolników zorganizowaną przez „Solidarność Rolników” i pozostałe organizacje producentów rolnych Piotr Duda wykorzystał, aby pokazać publicznie siłę „Solidarności”. Stwierdził, że „pokojowo już było”. Liczna grupa jego zwolenników przyjechała do Warszawy i pokojowa demonstracja zamieniła się w burdy i walki z policjantami.
Rolnicy wypowiedzieli się o Piotrze Dudzie jednoznacznie – wyciera sobie gębę „Solidarnością” i podpala kraj. Kilkudziesięciu zadymiarzy zostało zatrzymanych, ale wizerunek rolników w opinii publicznej ucierpiał. Piotr Duda zaistniał w mediach i pewnie o to mu chodziło. Jeden z moich znajomych skomentował to tak: „G…o przyczepiło się do okrętu i twierdzi, że razem płyniemy”. Wydawało się, że ta kompromitacja usunie go w niebyt. Ale w czasie konferencji prasowej oświadczył, że „Solidarność” szykuje „nowe demonstracje z atrakcjami” przeciwko rządzącym. Zobaczymy, co to będą za niespodzianki; pewnie kostki brukowe, łańcuchy i burdy. Oficjalnie 11 maja ma być demonstracja przeciwko Zielonemu Ładowi, ale Jarosław Kaczyński zachęcał do demonstracji przeciwko rządzącym, i to w tym samym dniu. A może to jednak Jarosław Kaczyński jest inicjatorem tej demonstracji, a Piotr Duda tylko spolegliwym wykonawcą (…)?
Pan Prezydent Andrzej Duda ostentacyjnie demonstrujący swoje poglądy i związki z PiS-em swoimi minami w czasie wystąpień publicznych przypominał polityka z południa Europy, który… źle skończył. Prezydent, który medialnie oświadczył, że nie podpisze żadnej ustawy rządzącej większości, przypomina obrażonego przedszkolaka, a zapomina, że jest tylko najwyższym urzędnikiem RP i ma służyć Polakom. Obaj grają tak, jak im każe Emerytowany Zbawca Narodu Jarosław Kaczyński, a to wszystko jest bardzo śmieszne i przypomina prowincjonalny polski teatrzyk marionetek z nie najlepszym reżyserem… Panowie, najwyższy czas, aby pomyśleć o Polsce, a nie o swoich karierach! SYGNALISTA z Warszawy