Musk odwala najczarniejszą robotę w administracji Donalda Trumpa, zwalniając 20 tysięcy pracowników federalnych (za Billa Clintona zwolniono 300 tysięcy pracowników federalnych), radykalnie tnąc koszty rządu, oszczędzając miliardy dolarów, które i tak zostaną przemielone przez rosnące wydatki budżetowe. Z planowanych dwóch bilionów dolarów, jakie Musk zadeklarował Trumpowi, że uratuje przed bezsensownym wydaniem, wycofano się już w drugim miesiącu funkcjonowania departamentu. DOGE zakładało, że wiele urzędów waszyngtońskich zostanie przeniesionych w inne miejsca w kraju, ale niewiele dotąd się z tego udało.
Wymachujący piłą łańcuchową
i tańczący na partyjnych mityngach Musk utrwalił swój obraz jako szalonego cyngla Trumpa, ale nie zyskał na tym majątku, szacunku ani tym bardziej powagi. Nadal pozostaje w gabinecie 47. prezydenta USA ciałem obcym, innym, nieczującym polityki i pozbawionym empatii. Nielubianym i podkopywanym. Jego dni w Białym Domu są już ponoć policzone…
Subskrybuj