Poadorujmy chwilę, jak to w kościele, to cudne papieskie sformułowanie: „seksualność w pieluchach”, które najcelniej charakteryzuje sytuację w instytucji, która życie seksualne sprowadza do reprodukcji, czyli właśnie pieluch i wypełniania ich dziećmi. Od razu – oprócz dzieci – rodzi się pytanie: jeśli coś po dwóch tysiącach lat, jakie ma chrześcijaństwo, nie wyrosło z pieluch, to w tym tempie pójdzie do przedszkola po następnych dwóch tysiącach lat, czy jak?
Oznacza to przecież, ni mniej, ni więcej, że przez minione – a prawdopodobnie i przyszłe – dwa tysiące lat katolicy rozmnażali się (i jeszcze będą to robić) w nieświadomości, a może nawet w fałszywej świadomości, poruszając się po omacku. Wiele to się nie różni od prześmiewczego przekonania, że po katolicku podczas aktu poczęcia nowego człowieka trzeba zamknąć oczy i myśleć o Bogu. Przez dwa tysiące lat nie znaleziono czasu, aby sprawić, by dzieci rodziły się, a następnie same się mnożyły, mając o tym jakieś pojęcie i licząc, że ręce i nogi wyrosną im same.
Warto przypomnieć, że w państwie Watykan aż do 2013 roku seks z 12-latkiem nie był karany. Ten europejski relikt pedofilii usunął dopiero papież Franciszek. Santo Subito itd. pic.twitter.com/Ns8yDOpRvk
— Robert Suligowski (@RSuligowski) September 8, 2020
Terlikowski w Rzeczpospolitej uspokaja, że w katolicyzmie rodzą się już (!) pierwsze refleksje: oto pary żyjące w nowych związkach po rozwodach mogą – po spełnieniu wprawdzie wielu warunków, jeśli np. dobro potomstwa jest zagrożone – przystępować do komunii świętej. Zauważmy, że i tak ze sobą żyją, czy przystępują czy nie, więc skutków praktycznych w sferze seksualności nie pociąga to za sobą żadnych i przy najlepszej dobrej woli do życia seksualnego komunii nie da się zaliczyć. Tak obecnie głośne zmiany płci ludzi dorosłych Kościół już dostrzegł przez sugerowane w takich przypadkach nadpisywanie informacji o takiej korekcie w księgach parafialnych o ł ó w k i e m (podkreśl. MO), nad danymi pierwotnymi.
Subskrybuj