Wojciech Mann o polskich kabaretach
Choć Wojciech Mann (76 l.) to przede wszystkim znany i ceniony dziennikarz, ogromną popularność przyniósł mu też program satyryczny, który współtworzył z Krzysztofem Materną. Zapytany podczas ostatniego wywiadu, co myśli o współczesnych polskich kabaretach, Mann wypowiedział się krytycznie, nie ma bowiem najlepszej opinii o scenie satyrycznej i jej publiczności. – Jak patrzę na dzisiejsze kabarety, to – z bardzo nielicznymi wyjątkami – wyłączam. To jest dla mnie nie do zniesienia – wyznał. Według prezentera kiedyś humor i jego rozumienie były na zupełnie innym poziomie, donoszą Gwiazdy. – Wtedy człowiek musiał uruchomić głowę. Próbować wykapować, o co tam chodziło. Publiczność, która dzisiaj nie najlepiej się czasem kojarzy, bo buja się na różnych festiwalach do głupich piosenek, a przedtem na tych samych scenach pojawiali się ludzie, którzy właś nie takie teksty wygłaszali, i ta sama, starsza czy młodsza – publiczność kupowała to natychmiast. Rozumiała każdą aluzję, to było budujące – teraz to trochę zanika. Boję się, że z winy kiepskich autorów i kiepskich nadawców – dodał. Wojciech Mann, zapytany, kogo z dzisiejszej sceny kabaretowej najbardziej ceni, wymienił trzy nazwiska: Robert Górski, Abelard Giza i Andrzej Poniedzielski.
Piekło zamarzło!
Caroline Derpienski wypowiedziała się ciepło na temat Piotra Rubika (55 l.). Zdaje się, że dyrygent zrobił dobre wrażenie na celebrytce podczas kolejnego wspólnego lotu do Miami. – Kochani, chcę być z wami obiektywna. Kłótnie pomiędzy babami mogą być, baby są, jakie są, ale Pan Rubik… totalnie zmieniłam o nim zdanie (…). To jest człowiek „no drama”, który widać, że jest poczciwy. Pomimo tego, że obraca się w towarzystwie kobiet, które kochają dramy (…), on ciężko pracuje, jeździ non stop do Polski zarabiać, pracować, żeby po prostu utrzymać rodzinę i zapewnić jej byt. To pokazuje, że jest męski, kochający i dbający o rodzinę. Poczciwy, fajny człowiek, kulturalny, przywitał się ze mną – zachwycała się Caroline. Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, 22-latka wbiła szpilę żonie artysty – Agacie Rubik, ujawnia Pudelek. – Na początek oceniłam Rubika przez pryzmat zachowania i stosunku szczególnie do mnie jego żony, ale to jest po prostu odrębna jednostka (…). On nie odpowiada za to, w jakim paskudnym towarzystwie obraca się jego żona, więc ja do Rubika nic nie mam, ale śmieszy mnie, że jego żona mnie nienawidzi. Każdą możliwą okazję wykorzystuje ze swoimi koleżaneczkami, które są moimi wrogami, do paskudnego obśmiewania mojej osoby, za co ja nie byłam dłużna parę razy i nie żałuję tego (…). Także to nie jest jego wina, że ma taką żonę, a nie inną – skwitowała gorzko Caroline.
Powikłania po powiększaniu ust
Agnieszka Skrzeczkowska (33 l.), znana z udziału w „Top Model”, przeżyła chwile grozy. Celebrytka opowiedziała o powikłaniach, których doświadczyła po zabiegu powiększania ust. Ingerencja w urodę nie tylko mogła przekreślić jej karierę w modelingu, lecz także przynieść poważne konsekwencje zdrowotne, informuje Pudelek. – Dbanie o siebie to podstawa, żeby czuć się dobrze sama ze sobą. Poszłam na zabieg i miałam o tyle dużo szczęścia w tym całym nieszczęściu, że pani po wykonaniu mi zabiegu od razu zorientowała się, że coś jest nie tak – mówi Skrzeczkowska. Modelka nie ukrywa, że korzystała wcześniej z dobrodziejstw medycyny estetycznej i nie było to jej pierwsze powiększenie ust. Z relacji kobiety wynika, że tym razem kwas hialuronowy został niewłaściwie zaaplikowany. Konieczna była pomoc specjalisty. – Nie mam kompleksu, jeśli chodzi o moje usta, ale mam dość ostre rysy twarzy i często wydaje się, że jestem groźna. Nie korzystam z zabiegów medycyny estetycznej poza wypełnianiem ust. Robiłam to do tej pory tylko dlatego, żeby ten wyraz twarzy złagodzić (…), tym razem nastąpił nieprzewidziany wypadek. Został mi podany kwas hialuronowy do żyły i nastąpiła martwica tkanek – wyjaśniła Skrzeczkowska. Modelka nie ukrywa, że towarzyszył jej spory stres, szczególnie że w takiej sytuacji ma się tylko 48 godzin, żeby doprowadzić do udrożnienia żyły.
(Nie)markowe ciuszki
Znana z „Królowych życia” Dagmara Kaźmierska (48 l.) od lat dorabia się na sprzedaży „luksusowych” ciuszków i akcesoriów w przystępnych cenach. Zdaniem tiktokera słynącego z demaskowania podróbek oferta celebrytki może budzić spore podejrzenia. Według mężczyzny, występującego w sieci jako Czech_Guy_In_Warsaw, oferowane przez samozwańczą królową rzeczy nie są oryginalnymi produktami marek, których logo się na nich znajduje, pisze Super Express. – Dagmara Kaźmierska i jej butik. Intrygują mnie te jej wybitnie „wysokie” ceny, ale, jak dobrze wiemy, premium i luksus się cenią. Tu portfel Louis Vuitton jedynie za 450 złotych. Tu, cytuję, „pie*dolnik” Chanel za 250 złotych. Taki „chanelowski” ten „pie*dolnik” – opowiada Czech, wskazując na oferowany przez Dagmarę pasek. – Frapujące było również obuwie marki Versace. Zastanawia mnie, kto to nosi, ale jak widać, moda nie zna granic. Sweter Versace za 200 złotych? Naprawdę? – pyta ironicznie demaskator i dodaje: – Nigdy w życiu bym tego nie kupił, dla mnie jest to bazar, niemniej decyzję pozostawiam Wam, a pani Dagmarze proponuję włączenie progu wieku, ponieważ tych wulgaryzmów słuchają dzieci, które mają 7, 10 czy 12 lat. Ja mam 22 i dla mnie to za dużo. Pod filmikiem tiktokera natychmiast pojawiła się lawina komentarzy, w których internauci w większości podzielali wątpliwości Czecha. – Zawsze mnie zastanawiało, czy to są faktycznie podróby; Czekałam na to. Zgadzam się w stu procentach. Dobrze, że ktoś w końcu poruszył ten temat; Jedzie bazarem na kilometr. Ale co kto lubi – pisali ludzie.
Narzeka na młodzież
Różnice pokoleniowe często są przyczyną konfliktów. Nieporozumienia pojawiają się też na gruncie komunikacji. Młodzi ludzie lubią szybko skracać dystans, podczas gdy starsi – niekoniecznie. Zwróciła na to ostatnio uwagę Beata Ścibakówna (55 l.), która pożaliła się, że początkujący aktorzy nie okazują jej należytego szacunku. – Przychodzi „gwiazda” po szkole teatralnej i od razu do mnie mówi po imieniu… Hej, no nie! No chociaż jakiś szacunek. Ja mogę przejść na „ty”, ale to ja mam powiedzieć, że „mam na imię Beata”, a nie ktoś mówi: „Cześć, a mogłabyś coś tam?” – tłumaczy aktorka. Ścibakówna pod kreśla, że tego typu zachowanie nie przystoi nawet na planie filmowym, a co dopiero w teatrze. – Przepraszam, ale jednak w teatrze jest ta hierarchia i ja uważam, że to jest zdrowe, bo trzeba pomalutku się wspinać. Chyba że ktoś ma już taaakie osiągnięcia, ale to też nie znaczy, że musi się zachowywać jak „gwiazda”, w tym złym znaczeniu – mówi kobieta, a słowa jej cytuje Pudelek.