Z kamerą wśród zwierząt. Czy Ewa Zgrabczyńska miała dwa oblicza?

Obrońca dręczonych zwierząt i wizjonerka znajdująca nowe miejsce dla ogrodu zoologicznego w nowoczesnym świecie? A może apodyktyczna pani na włościach, przekładająca przy okazji kasę z publicznej do prywatnej kieszeni? Kim naprawdę jest Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka poznańskiego zoo?

Fot. Piotr Kraska

Październik 2019 roku. Na przejściu granicznym w Koroszczynie celnicy przyglądają się transportowi dziesięciu tygrysów umieszczonych na ciężarówkach w ciasnych klatkach i skrzyniach. Zwierzęta jadą z Włoch przez Polskę do Rosji. Dokumenty są niekompletne, konwój nie może więc jechać dalej, a dziennikarze ustalają, że przewożone w koszmarnych warunkach zwierzęta miały trafić nie do zoo, lecz na rzeź lub do cyrku. Nie wiadomo, co robić dalej: tiry stoją, stan tygrysów dramatycznie się pogarsza. W końcu jeden pada, ale polskie ogrody zoologiczne, z którymi kontaktuje się Główny Inspektorat Weterynarii, umywają ręce.

Tygrysy i lewe faktury

Wtedy do akcji wchodzi dyrektorka poznańskiego zoo. Ewa Zgrabczyńska, która nieco wcześniej ratowała tygrysy i lamparty z prywatnej, nielegalnej hodowli koło Śremu, błyskawicznie dogaduje się z władzami miasta i obwieszcza mediom:

– Uratujemy je!

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2024-03-26

Piotr Kraska