Amerykanie nie podążyli od razu szlakiem Rosjan, bo nie uważali tego za właściwe. Tamtejsi uczeni opublikowali nawet artykuł w „Amerykańskim Dzienniku Położnictwa i Ginekologii”, w którym udowadniali, że kobiety nie mają temperamentu i psychofizjologii potrzebnych do nawigowania statkiem kosmicznym. A kiedy Sally wyruszała na podbój wszechświata, dziennikarze pytali ją, czy będzie się malowała i czy awarie podczas ćwiczeń na symulatorze lotów wywoływały u niej ataki płaczu.
Dziś takie zachowania uznalibyśmy za skrajnie szowinistyczne. Wedle obecnej wiedzy obie płcie borykają się w kosmosie z rozmaitymi przeciwnościami.
– Ogólna adaptacja do środowiska kosmicznego jest mniej więcej taka sama dla mężczyzn i kobiet, ale istnieją pewne różnice. Kobietom częściej jest niedobrze, kiedy startują, mężczyźni częściej zapadają na tzw. chorobę ponownego wejścia na Ziemię, czyli kiedy już wracają. Mężczyźni mają więcej problemów ze wzrokiem i słuchem po powrocie z kosmosu, kobiety nie. One za to częściej mają problem z kontrolowaniem ciśnienia krwi, dlatego czują się dość słabo po powrocie – opowiada dr Varsha Jain z londyńskiego King’s College, nazywana kosmiczną ginekolożką.
„Dziwne zachowania” krwi menstruacyjnej
Wielkie dyskusje wywoływała kiedyś kwestia menstruacji na orbicie. Uczeni podejrzewali, że przy braku grawitacji krew miesiączkowa mogłaby zachowywać się dziwnie, tzn. cofać w głąb organizmu, a nie z niego wypływać. Ich obawy okazały się płonne, proces przebiega zupełnie normalnie. Mimo to kosmonautki lecące na dłuższe misje powstrzymują miesiączkę środkami antykoncepcyjnymi. To wygodniejsze i bardziej higieniczne. Również zdrowsze. Antykoncepcja zapobiega utracie gęstości kości, dlatego to powikłanie po locie częściej dotyka mężczyzn. Brak okresu oznacza też, że nie trzeba zabierać ze sobą nadmiaru bagażu w postaci podpasek i tamponów. A propos bagażu – amerykańscy inżynierowie, niezbyt biegli w kobiecej fizjologii, planując ilość produktów potrzebnych Sally Ride w podróży, wyszli z założenia, że zużyje od 100 do 200 tamponów tygodniowo, gdy tymczasem wystarczyłoby jej 10, najwyżej 14.